Jakieś 30 lat temu odbyła się impreza, podczas której młodzi działacze antykomunistyczni rozdzielali miedzy sobą dla zabawy stanowiska i ministerstwa, które przejmą, gdy już wezmą na siebie odpowiedzialność za kraj, o który walczyli. Był wśród nich Jacek Hugo-Bader, późniejszy reportażysta piszący dla Gazety Wyborczej. W 1994 roku, pięć lat po odzyskaniu przez Polskę wolności, postanowił porozmawiać z dawnymi kolegami o tym, jak żyje im się w Polsce, dla której poświęcili najlepsze przecież lata swojej młodości. Ich relacje miały stać się podstawą książki, która ukazała się jednak dużo później, bo dopiero wiosną tego roku. Są to już rozmowy nie po pięciu, a po ponad dwudziestu pięciu latach – możemy więc przyglądać się bohaterom opisanym przez Hugo-Badera z zupełnie innej perspektywy.
Jak się można domyślać, jednym się powiodło, innym nie. Ot, nic nadzwyczajnego. Ale Jacek Hugo-Bader udowadnia, że każda historia jest warta opowiedzenia i każdy człowiek zasługuje na to, by go wysłuchać. Obok tych, którym rzeczywiście udało się zostać ministrami, równie ważnymi bohaterami „Skuchy” są ci, którym po prostu w życiu nie wyszło. Dlaczego tak się stało? Co sprawiło, że trzymający kiedyś sztamę, nie utrzymywali ze sobą później kontaktu, nie pomagali sobie w potrzebie? To tylko niektóre z pytań, jakie padły podczas spotkania z autorem w sobotę, 30 października w ramach 20. Międzynarodowych Targów Książki.
Bezpośredniość i szczerość Hugo-Badera skracają dystans między autorem a czytelnikiem, co sprawia, że spotkania autorskie z nim są prawdziwą rozmową, pozbawioną niepotrzebnego patosu. Tak też było wczoraj, kiedy autor opowiadał przybyłym na spotkanie czytelnikom o swojej pracy. O tym, że reporterzy dzielą się na dobrych i złych. Dobrzy nie nagrywają rozmów ze swoimi bohaterami, źli to robią. On należy do tych drugich- mówił. Jako zły reporter nie notuje, a przygląda się ludziom, z których twarzy można przecież tak wiele wyczytać. Wszyscy uczestnicy spotkania odczuli, jak wielkim zainteresowaniem Jacek Hugo-Bader darzy ludzi – myślę, że można go podsumować tegorocznym hasłem Targów Książki („Żeby czytać, trzeba być otwartym”), bo mało kto jest dziś tak otwarty na drugiego człowieka. Bader kocha rozmawiać, prowadzić dyskusje, spierać się. Najbardziej z tymi, którzy się od niego różnią, z którymi się nie zgadza. A o sprzeczność poglądów dziś nietrudno. „Skucha” opowiada o 25 latach wolnej Polski, która, jak wiemy, jest dziś mocno podzielona, czego reporter doświadczył, gdy na przykład został wyrzucony za drzwi po tym, jak pani, z którą rozmawiał, dowiedziała się, gdzie pracuje…
Ale myli się ten, kto sądzi, że spotkanie z Jackiem Hugo-Baderem było kolejnym elementem dyskursu poświęconego obecnej polskiej polityce i kierunkowi, w którym jako państwo zmierzamy. Często możemy usłyszeć pesymistyczne wizje i diagnozy, które nie pozostawiają na Polakach suchej nitki i nie widzą dla Polski świetlanej przyszłości. Jakże inny na tle obecnego załamania wszystkim, co dzieje się wokół, był Jacek Hugo-Bader, którego głos w dyskusji o tym, czy będzie dobrze czy źle, brzmi świeżo i bardzo rozsądnie.
Bader chce odciąć się od sporu politycznego. Przekonuje, że nie jest to obojętność – obce jest mu po prostu uczucie nienawiści. Dostrzega i docenia fakt, że Polska wykonała ogromną pracę przez 25 lat i mnóstwo ludzi dobrze na tym wyszło. Ale jest świadomy, że są przecież jeszcze ci, którzy działali przeciw poprzedniemu systemowi, a po zmianie władzy w ich życiu niewiele się zmieniło. Czasem nawet nie mają co włożyć do garnka. Tu jest nasza wina- mówił Bader – że nie zatroszczyliśmy się o podstawowe potrzeby dla wszystkich, którzy sprzeciwiali się ówczesnej rzeczywistości. To mogliśmy zrobić lepiej. Trudno przecież, żeby działający w podziemiu, oddany sprawie taksówkarz po zmianach nagle został ministrem finansów – na tym przecież między innymi owa zmiana miała polegać: na pewne stanowiska potrzeba już było czegoś więcej niż lojalności. Ale niesłusznie o niektórych zapomnieliśmy i „Skucha” chce przyczynić się do ożywienia pamięci i pobudzić do refleksji nad losem tych ludzi.
Często generalizujemy, mówiąc o Polsce i Polakach. Hugo-Bader udowadnia, że jeśli popatrzymy na kraj z pespektywy pojedynczego człowieka, nasz sposób widzenia może się zmienić. Reporter bardzo często podkreślał wczoraj, jak bardzo ceni Polskę, która dzięki, jak to określił, genowi buntu, znajduje się dziś w zupełnie innym miejscu niż np. nasi wschodni sąsiedzi. Nie jesteśmy państwem idealnym i długa droga przed nami, ale im bardziej ona wyboista, tym lepiej przecież dla niego jako reportera, mówił z przekąsem. Mnóstwo pracy przed nami, młodymi, by nie zmarnować tego, co wywalczyło dla nas pokolenie Hugo-Badera. Muszę przyznać, że było to bardzo wartościowe spotkanie, z którego wyszłam podbudowana słowami, że przed nami naprawdę piękna przyszłość, na którą musimy zapracować. Bader przekonał mnie, że nie jest konieczne uczestniczenie w jakimś sztucznym sporze, bo naprawdę jesteśmy w stanie wypracować taką rzeczywistość, w której jest miejsce na ludzi otwartych na innych, otwartych na dialog. Hugo-Badera nie interesują historia, fakty, daty, akta, teczki. Interesują go ludzie. Jeśli będziemy uważnie przyglądać się drugiemu człowiekowi, nie może być z nami i naszą przyszłością tak źle.