Co działa najlepiej na poprawę humoru człowieka w czasie krótkich, zimowych dni? Farsa! Tym właśnie sposobem na dwie godziny przeniosłam się do domu państwa Westerby, w którym trwają gorączkowe przygotowania do ślubu ich córki. A to wszystko za sprawą „Dziewczyny z plakatu” w Teatrze Variete.
Dzień ślubu to jeden z najważniejszych dni w życiu człowieka, nie zawsze wszystko idzie jednak tak, jakbyśmy tego chcieli. Podobnie jest i w tym przypadku. Bo oto dziadek nie może znaleźć skarpetek pasujących do garnituru, a gorset babci okazał się przyciasny, jakby tego było mało, głowę rodziny Westerby nieustannie nęka telefonami klient. I jak tutaj zachować zimną krew? Warto również wspomnieć, że Timothy to pracoholik, który nieustanie rozmyśla nad aktualnymi projektami. W chwili obecnej tworzy kampanię biustonoszy, którą ma zamiar zareklamować plakatem modelki z lat 20. ubiegłego wieku. Sprawa komplikuje się jeszcze mocniej, gdy podczas całego tego przedweselnego zamieszania mężczyzna uderza się w głowę. W rezultacie wymarzona dziewczyna z plakatu ląduje w domu pana Westerby, a do tego jest w nim zakochana z coraz większą wzajemnością i nikt oprócz niego jej nie widzi. Właśnie to wydarzenie jest przyczynkiem do wielu zabawnych sytuacji. Za sprawą „plakatowej” dziewczyny, której na imię Polly, do świata przedstawionego przenika śpiew i taniec. Chociaż rodzina uważa zachowanie bohatera za objaw szaleństwa, to chcąc lub nie biorą udział w tej absurdalnej sytuacji.
Farsa powinna śmieszyć słownie i niewerbalnie, poprzez absurdalne sytuacje i zachowania bohaterów i tak rzeczywiście jest w tym przypadku. Swoim zachowaniem bawią szczególnie dziadkowie – dr Gerald Drimmond (Tadeusz Huk) i Daphne Drimmond (Iwona Bielska). W niczym nie ustępuje im jednak reszta kreacji aktorskich. Im dalej w las tym mocniej i więcej śmiechu. Zwłaszcza wtedy, gdy dziadek niedosłyszy i ma problemy z pamięcią, co rodzi kolejne absurdalne sytuacje i nawet jeśli wszystko to wydaje nam się niekiedy nieco karykaturalne, to jesteśmy w stanie uwierzyć, że tak właśnie mogło być. Swoją kreacją przekonuje również Katarzyna Ptasińska w roli nieco rozwydrzonej i histerycznej córki. Magda Szczepanek w roli Polly Perkins intryguje swą tajemniczością, Timothy Westerby czyli Jacek Wociechowski bawi swą nieporadnością, a towarzysząca mu Katarzyna Galica z trudem znosi ekscesy męża.
Sztuka autorstwa Johna Chapmana i Raya Cooneya, przeniesiona na deski krakowskiego Teatru Variete przez Janusza Szydłowskiego – wygląda i brzmi dobrze. Taniec połączony ze śpiewem kusi i chciałoby się go jeszcze więcej, jego ilość porządnie zaostrza apetyt. Całości dopełnia również wysublimowana scenografia oraz piękne kostiumy autorstwa Anny Sekuły. Smaczku dodaje również zespół grający muzykę na żywo, w efekcie otrzymujemy to, co w teatrze najlepsze.
Autor recenzji: Monika Matura
Autorzy: Ray Cooney i John Chapman
Reżyseria: Janusz Szydłowski
Tłumaczenie: Krystyna Podleska, Anna Wołek
Kostiumy i scenografia: Anna Sekuła
Choreografia: Violetta Suska
Kierownictwo muzyczne: Tomasz Białowolski
Opracowanie wokalne: Magda Brudzińska
Reżyseria światła: Tadeusz Trylski
Teksty piosenek / Asystent reżysera: Łukasz Szczepanik
Aktorzy: Magda Szczepanek, Katarzyna Ptasińska, Katarzyna Galica, Jacek Wojciechowski, Tadeusz Huk, Iwona Bielska, Paweł Kumięga, Aleksander Fabisiak oraz ZESPÓŁ MUZYCZNY w składzie: Tomasz Białowolski, Szymon Madej, Paweł Wszołek.