Enrique Iglesias to artysta, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Zdobywca blisko 500 nagród, autor dziesięciu studyjnych albumów, nazywany przez wielu „królem latynoskiego brzmienia”, jest bez wątpienia osobą wyjątkową. W ciągu swojej 20-letniej kariery hiszpański wokalista sprzedał ponad 100 milionów płyt. W Polsce dwa jego albumy pokryły się złotem, a krążek „Enrique” (1999) z wielkim hitem „Bailamos”, który przyniósł mu międzynarodową sławę, zyskał w naszym kraju status podwójnej platyny.
Iglesias długo kazał na siebie czekać, bowiem ostatni raz gościł w naszym kraju blisko dekadę temu. Teraz promując swoją trasę „Sex and Love” 16 grudnia zagościł w TAURON Arenie i dał koncert, o którym jeszcze długo będzie głośno. Nowy album piosenkarza obfituje w duety – gościnnie wystąpili m.in. Flo Rida, Pitbull czy Sean Paul. „Sex and Love” był w roku wydania (2014) także siódmym najczęściej słuchanym albumem na Spotify. Nie dziwi więc fakt, że do Areny ściągnęły rzesze fanów z całej Polski! Już wiele tygodni wcześniej przygotowywali dla niego wyjątkowe powitanie, zaplanowano trzy niespodzianki w trakcie show. Hiszpańskiego piosenkarza powitali kartkami z napisem „BIENVENIDO”, co oznacza „witamy”, później natomiast wyznali mu miłość planszami z napisem „POLONIA TE AMA” („Polska Cię kocha”). Na sam koniec zainicjowali odśpiewanie fragmentu utworu „Nunca Te Olvidare” w przerwie pomiędzy przebojami „Escape” i „Hero”.
A sam koncert? Iglesias na scenę wszedł przy dźwiękach „I’m a Freak” i wydawać by się mogło, że będzie to najlepsza impreza muzyczna tegoroku. Niestety, z piosenki na piosenkę było coraz gorzej, a sam wokalista kilkukrotnie ratował się wspaniałym zespołem i chórkiem. Mimo, iż Enrique bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, jak działa na kobiety, niestety chyba nie do końca wie jak śpiewa na żywo. Efekt? Publiczność odśpiewała za niego większość kawałków, a przy próbie „Knockin’ on Heaven’s Door” w wersji Guns N’ Roses całkiem wyłożył się na łopatki. Wybacz Latynosie, nie tędy droga. Później na szczęście było ciut lepiej, fanki mogły go „dotknąć”, bowiem Iglesias kilkukrotnie pojawiał się przy barierkach by „zaśpiewać” fanom prosto w oczy, a nawet pocałować (!) jedną z nich. Będzie miała dziewczyna pamiątkę na całe życie, jej chłopak również 🙂 Druga połowa koncertu opierała się na wielkich hitach, w tym „Be With You”, czy „Tired of Being Sorry”. Po takich hitach nadszedł czas na balladę, być może najbardziej znaną – „Hero”.Wokalista na chwilę zniknął ze sceny głównej, by za chwilę pojawić się na małej scenie na tylnej części płyty. Publiczność ze smartfonami nie zawiodła – arenę rozświetliły telefony, które uczestnicy imprezy wznieśli w górę.
Chociaż nazywany królem latynoskich brzmień, w Tauron Arenie pokazał, że jedyne co potrafi to zrobić bardzo dobre show przy małym nakładzie sił i wokalu. Szkoda, bo głos ma niczego sobie. Nie pomógł nawet kieliszek wódki wniesiony na scenę i okrzyk „Na zdrowie”, ani opowieści o jego dziewczynach z Polski. Szkoda Enrique, niemniej jednak dziękuję za miłe dźwięki w piątkowy wieczór.
Setlista:
- I’m a freak
- I like how it feels
- Heartbeat
- Duele el corazón
- Bailamos
- Ring my bell
- Loco
- Knockin’ on Heaven’s Door
- Be with you
- Tired of being sorry
- Escape
- Tonight
- Hero
- El perdon
- Bailando
- I like it
- BIS Takin’ back my love
Autor recenzji: Karolina Futyma
Zespół: Enrique Iglesias
Miejsce: TAURON Arena Kraków
Data: 16.12.2016 r.