27 lutego 2017 roku w Teatrze im. Juliusza Słowackiego mieliśmy okazję obejrzeć gościnny spektakl Teatru Polonia z Warszawy. „Pan Jowialski” to może mniej znana od „Zemsty” i „Ślubów panieńskich” komedia Aleksandra Fredry, ale równie zabawna i doskonała do stworzenia niezwykłych kreacji aktorskich. Wystawiana na scenie już od XIX wieku, do tej pory budzi zachwyt wśród publiczności. Myślę, że nie bez powodu Tadeusz Boy Żeleński stwierdził, że jest sfinksem naszej literatury.
„Pan Jowialski” w reżyserii Anny Polony i Józefa Opalskiego bez wątpienia jest sztuką ponadczasową. Brak inscenizacyjnych unowocześnień i zachowanie języka Fredry wraz z jego bajkami i aforyzmami, to bardzo dobra decyzja całego zespołu tworzącego spektakl. Swoim aktorskim kunsztem zachwyciła nas tu głównie Krystyna Janda w roli oziębłej Szambelanowej. Nieznosząca sprzeciwu i bez przerwy wspominająca o swoim zmarłym mężu, majorze Tuzie, w spektaklu tym poniekąd parodiowała samą siebie. Pompatyczne zachowanie i manieryzm dopełniła kresowym akcentem i wstawkami z języka francuskiego. W jej małżonka, safandułowatego Szambelana i jedocześnie szalonego ornitologa interesującego się wyłącznie ptakami oraz budowaniem dla nich klatek, wcielił się tutaj dysponujący naturalną vis comica Wojciech Malajkat. Ten rozbawiał nas samą obecnością na scenie, a kiedy pod koniec spektaklu puścił wodze swej humorystycznej fantazji, cała publiczność nie tylko nie mogła pohamować śmiechu, ale i nie szczędziła jakże zasłużonych oklasków. Nawet surowa Szambelanowa (Krystyna Janda) patrząc na swego kolegę po fachu nie zdołała powstrzymać się od uśmiechu, choć bardzo subtelnego, i skryła twarz za kapeluszem. Rzec można, że wszystko to za sprawą samego Fredry, w końcu jego utwory znane są z groteskowości i przejaskrawionych postaci. Moim zdaniem jednak właśnie z tego powodu aktorzy mieli wręcz utrudnione zadanie. Dać coś od siebie w natłoku tej komiczności było nie lada wyzwaniem. Jednak do czynienia mieliśmy z profesjonalistami i nawet w sytuacjach nieprzewidzianych, takich jak lekkie zburzenie scenografii, nie wypadli z rytmu i dzięki swoim zdolnościom improwizacyjnym jeszcze bardziej zachwycili publiczność.
Marian Opania i Magdalena Zawadzka w roli starszych państwa Jowialskich również zasługują na pochwałę. Uroczy śmiech Zawadzkiej i stanowczy bas Opani, który z wdziękiem recytował wierszyki Fredry (t.j. „Osiołkowi w żłoby dano„ czy „Paweł i Gaweł”) doskonale oddały zamysł autora utworu. Grzegorz Daukszewicz i Aleksandra Grzelak, najmłodsi aktorzy grający w spektaklu, uczą się od mistrzów i widać, że wychodzi im to na dobre. W roli zawadiackiego Ludmira adorującego piękną i romantyczną Helenę, Daukszewicz wyszedł świetnie, natomiast Grzelak, grająca Helenę, popisała się swoją charyzmą i urokiem osobistym. Wspomnieć trzeba też o Krzysztofie Pluskocie, karykaturalnym Januszu, który był pomysłodawcą cudacznej gierki, na której końcu sam stał się ofiarą.
Obejrzenie „Pana Jowialskiego” polecam każdemu bez wyjątku. Dwie godziny dobrej zabawy z najlepszymi polskimi aktorami, poprawienie nastroju za sprawą znakomitego humoru i przede wszystkim, zbliżenie się do obecnie mniej znanej polskiej literatury – ten czas na pewno nie był stracony.
Autorka recenzji: Diana Kaczor
Tytuł spektaklu: Pan Jowialski
Autor komedii: Aleksander Fredro
Reżyseria: Anna Polony, Józef Opalski
Scenografia i kostiumy: Ryszard Melliwa
Premiera: 25 kwietnia 2010