„Joachim Knychała” – czy znacie jakiegoś mieszkańca Śląska, na którym te dwa słowa nie robią wrażenia? Seryjny morderca, który zaczyna terroryzować tamtejszy rejon w połowie lat 70, syn Polaka i Niemki, nazywany przez swoją babkę „polskim bękartem”. W wieku osiemnastu lat zostaje oskarżony o gwałt i trafia do więzienia. Po wyjściu na wolność, jego niechęć wobec kobiet pogłębia się i żyje on w przeświadczeniu o ich podstępnej i prowokatorskiej naturze. Mimo dominującej niechęci udaje mu się założyć rodzinę, dla której zawsze był przykładnym mężem i ojcem. Jaki naprawdę był Knychała i co nim kierowało?
Zacznijmy od początku. „Chęć” Knychały do mordowania i znęcania się nad kobietami przejawiała się już od młodzieńczych lat. Babka, która się nad nim pastwiła i matka, która zawsze brała jej stronę, o czym możemy przeczytać w fragmencie wywiadu zawartego w książce: „Stworzyła mi piekło. Biła mnie i katowała nawet za najmniejsze przewinienie. Otrzymywałem razy czymkolwiek. Koledzy wyśmiewali się ze mnie, że jestem posiniaczony. Gdy moja matka przychodziła z pracy, babka zatruwała jej spokój, skarżąc na mnie. I znów było bicie, bo moja matka zawsze wierzyła bardziej babce niż mnie. Kiedyś pamiętam, że zamierzała polać mnie wrzątkiem. (…) Byłem przekonany, że od kobiet nie mogę spodziewać się niczego dobrego. W tym mniemaniu utwierdził mnie jeszcze jeden incydent, jaki wydarzył się na sali sądowej, gdy skazano mnie za usiłowanie gwałtu. Po ogłoszeniu wyroku – jedna z kobiet krzyczała, że jest on zbyt niski. Jej twarz wykrzywiał grymas wściekłości.”
Ważną rolę w całej książce odegrał inny seryjny morderca – Zdzisław Marchwicki tzw. Wampir z Zagłębia (swoją drogą jest to również książka autorstwa Semczuka – niezły pomysł na promocję!). Knychała był na sali sądowej, w której rozgrywał się proces Marchwickiego i nie dowierzał, że to właśnie ten mężczyzna, był w stanie dokonać tylu okrutnych zbrodni. „Wampir” fascynował go i można inspirował się jego działaniami, tyle tylko, że Knychała analizował błędy Marchwickiego i starał się ich nie popełniać.
Jego ofiary były przypadkowe, ale zawsze łączyły je pewne wspólne cechy – były to (oczywiście) kobiety, atrakcyjne, samotne i młode. Napadał je wszędzie i o każdej porze: w nocy, o świcie, w środku dnia, na opustoszałej ulicy, na klatce schodowej, w piwnicy. Jego modus operanti był prosty: uderzał kobiety ciężkim narzędziem w tył głowy, katował je, rozbierał je i często gwałcił. Jego ostatnia ofiara nie była jednak przypadkowa, dopuścił się morderstwa siostry swojej własnej żony. Po rozmowach z biegłymi u Knychały wykluczono chorobę psychiczną i jako osoba w pełni świadoma swoich czynów, został skazany na karę śmierci, której notabene sam się domagał.
Mimo, że książka dotyczy rzeczy, które niejednej osobie zjeżyłyby włos na głowie, sama w sobie nie jest straszna. Autor stara się wniknąć nie tylko w zachowanie Knychały, ale ukazuje nam smutne realia panujące w PRL-u i alkoholizm, który w tamtym czasie był na porządku dziennym. Osobiście miałam jednak ciarki czytając rozmowę Knychały z żoną Haliną, która przychodzi do niego na widzenie i pyta: „Ale ty jej nie zgwałciłeś? Nic jej nie zrobiłeś? Tylko ją zabiłeś?„. Tak, TYLKO ją zabił.
Autor – Przemysław Semczuk – do napisania swojej książki podszedł bardzo profesjonalnie. Jego utwór nie opiera się na samych suchych faktach, ale mamy tutaj zawarte między innymi listy Knychały, w których nie przeprowadzono żadnych zmian (nawet tych ortograficznych czy interpunkcyjnych), wywiady z oskarżonym i jego żoną. Semczuk konfrontuje wiadomości dziennikarskie, które możemy znaleźć w internecie z aktami sprawy i rzetelnie uzasadnia, które z nich są zgodne z prawdą, a które nie. Opisy ulic miast mamy podane tak szczegółowo, że w łatwy sposób możemy odtworzyć, gdzie dokładnie rozgrywały się konkretne wydarzenia. Brakowało mi natomiast dołączenia takich map (tak jak w np. METRO), dzięki którym mogłabym „śledzić” przebieg zdarzeń, zwłaszcza, że duża część nazw ulic została już zmieniona i dotarcie do rozkładów sprzed ponad trzydziestu lat byłoby naprawdę trudne. Jeśli po lekturze książki jedna ze spraw nie będzie dla was jasna, zawsze możecie do niej łatwo wrócić, bo na końcu znajduje się małe kalendarium dotyczące każdego napadu/morderstwa i ich wyniku.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu W.A.B.
Autor recenzji: Paulina Kobza
Tytuł książki: „Kryptonim Frankenstein”
Autor książki: Przemysław Semczuk