Czy można być szczęśliwym, spędzając całe dnie zakopanym od pasa w dół w ziemi? Gdy można ruszyć tylko rękami i dosięgnąć kilku przedmiotów wokół siebie? Czego tak naprawdę potrzeba nam do szczęścia? Odpowiedzi na te pytania pomaga nam znaleźć bohaterka sztuki „Szczęśliwe dni” wystawianej w Teatrze STU.
Winnie to śpiewaczka w średnim wieku zakopana w ziemi od pasa w dół. Nie wiemy kto ją zakopał ani dlaczego to zrobił. Możemy jedynie obserwować jej dostosowywanie się do sytuacji i nieustające próby znalezienia nawet w takiej pozycji pozytywnego wydźwięku. Bohaterka spędza więc cały dzień na wykonywaniu różnych drobnych czynności, ciągle tych samych, powtarzanych do znudzenia, ale nadal z optymizmem, pogodą ducha i niespotykaną (biorąc pod uwagę pozycję kobiety) werwą. Winnie przywołuje różne wspomnienia z przeszłości, prowadzi rozmowy z mrukliwym mężem (są to więc raczej monologi), komentuje rzeczywistość, śpiewa. Krótko mówiąc – cieszy się życiem, choć przybrało ono dla niej tak nietypową formę. Bohaterka nie traci pogody ducha nawet gdy coraz bardziej zapada się w ziemię, co symbolizuje jej zbliżającą się śmierć. Również wtedy szuka pozytywnych aspektów obecnej sytuacji i pociesza się faktem, że wciąż jest w stanie zobaczyć swoje wargi, czoło czy kawałek policzka. Wraz z upływem czasu, stopniowo zaczyna jednak przychodzić zmęczenie, coraz bardziej nerwowe rozmowy, rozpaczliwy śpiew.
„Szczęśliwe dni” to adaptacja jednego z najpopularniejszych utworów wybitnego irlandzkiego dramaturga – Samuela Becketta. Jak sam autor przyznał w jednym z wywiadów, najbardziej przerażającą rzeczą według niego jest wizja człowieka zakopanego w ziemi, pełnej mrówek, w ciągłych promieniach słonecznych, bez kawałka drzewa, które dawałoby cień oraz regularnie powtarzający się dźwięk budzika, jaki nie pozwala zasnąć, kiedy jedyną formą pomocy jest mała torba z przedmiotami. Właśnie w takiej, przerażającej dla Becketta i trochę groteskowej dla widza, scenerii umieścił dramaturg swoją bohaterkę. Obserwujemy jak Winnie szuka pocieszenia i sensu w ciągłym sprawdzaniu i układaniu kilku przedmiotów. Jak sama mówi, gdy tylko spojrzy na nie, daje jej to ukojenie. Człowiek bowiem musi mieć jakiś cel w życiu, choćby tak prozaiczny, Winnie ciągle go sobie nadaje, starając się być przy tym niezmiennie szczęśliwą. Co prawda, towarzyszy jej mąż, jednak jest to raczej pusta obecność. Bohaterka wykonuje więc nieustannie serie czynności i mówi bez ustanku, by wypełnić samotność.
„Szczęśliwe dni” to przede wszystkim sztuka zapewniająca ogromną przestrzeń dla popisu kunsztu aktorskiego. Tak też mamy do czynienia w przypadku inscenizacji Krzysztofa Jasińskiego. Beata Rybotycka wcielająca się w postać Winnie prezentuje szeroką gamę uczuć i emocji, nieustannie przykuwając uwagę widza. Dzięki jej interpretacji nie można oderwać oczu od postaci umęczonej życiem kobiety, nawet gdy widzimy tylko głowę aktorki, co jest jeszcze większym wyzwaniem, gdy można ruszać zaledwie oczami i szyją. Winnie Rybotyckiej na przemian wzrusza i bawi, w czym pomaga kamera rejestrująca twarz aktorki w trakcie całego spektaklu tak, by widz mógł oglądać mimikę bohaterki w zbliżeniach na dużych ekranach zawieszonych w trzech miejscach nad widownią. Dzięki temu, postać Winnie otacza widzów ze wszech stron, pozostając przy tym unieruchomioną w ziemi, choć nie jest ona do końca nieruchoma, bowiem ustawiony centralnie ogromny kopiec, w którym zakopana jest bohaterka, cały czas kręci się wokół własnej osi. Podkreśla to nieustający ruch wszystkiego, co żywe oraz nieuchronne przemijanie.
Smutna w wydźwięku sztuka Becketta, w interpretacji Rybotyckiej zyskuje dużo barwniejszą skalę uczuć, również humorystyczną. Aktorce należą się również słowa uznania za świetne poradzenie sobie z tak trudną, bo nieruchomą rolą. Dzięki jej poruszającej grze, widz może wczuć się w sytuację głównej bohaterki oraz snuć wraz z nią refleksje na temat przemijania.
Autor recenzji: Aleksandra Cabaj
Teatr: Krakowski Teatr Scena STU
Tytuł: Szczęśliwe dni
Reżyseria: Krzysztof Jasiński
Scenografia: Maciej Rybicki
Obsada: Beata Rybotycka, Konrad Mastyło
Kostiumy: Dorota Ogonowska
Data premiery: 05.01.2007r.
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości: Krakowski Teatr Scena STU