Nie interesuje mnie czy i jaka część pieniędzy z Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy trafia na jego konto. Ciężko pracuje na rzecz fundacji przez cały rok, więc nie rozumiem, dlaczego nie miałby dostawać za to solidnego wynagrodzenia. Nie wydaje mi się, że organizowany przez niego Przystanek Woodstock to święto demoralizacji i rozpusty. Nawet jeśli, to czy ktoś zmusza uczestników do wzięcia w nim udziału? Nie ma też dla mnie znaczenia, kim był jego ojciec ani „po której stał stronie”. Przecież rodziców się nie wybiera. Interesuje mnie natomiast, jak pomocnym, otwartym, pomysłowym oraz charyzmatycznym człowiekiem jest. A właśnie takiego Owsiaka poznaję w jego autorskiej książce „Obgadywanie świata”.
Młodsze pokolenie kojarzy Jurka przede wszystkim jako sympatycznego, jąkającego się konferansjera z corocznego finału WOŚP. Zanim jednak stał się rozpoznawalnym showmanem, miał okazję współtworzyć dla telewizyjnej Dwójki programy o podróżach. I choć pierwsze „poważne” wędrówki odbywał jeszcze za dzieciaka „z buta” bądź „stopem”, to właśnie przygody z kamerą w dorosłym życiu na dobre rozwinęły w nim reporterskie zacięcie. Dzięki temu dzisiaj Owsiak może dzielić się z czytelnikami wspomnieniami z podróży w najdalsze zakątki świata, jednocześnie perfekcyjnie odtwarzając atmosferę odwiedzanych terenów. Na pierwszym miejsce stawia on jednak zdecydowanie ludzi, z którymi miał do czynienia. To właśnie oni są główną osią wszelkich wydarzeń i stanowią wizytówkę danego miejsca. Warto wspomnieć, że wiele z tych wypraw autor odbył w swej młodości, a więc w czasach – stosunkowo – odległych. Stąd też książka dla wielu starszych czytelników będzie nostalgicznym powrotem do przeszłości. Młodszym natomiast uświadomi kolosalne różnice w poziomie trudności podróżowania dzisiaj a kilkadziesiąt lat temu.
No dobrze, ale gdzie konkretnie ten Owsiak zawędrował? Sporo by wymieniać, bo poza Antarktydą odwiedził każdy kontynent. Polskę przemierzył wzdłuż i wszerz. W Amsterdamie przez ponad miesiąc bezskutecznie poszukiwał pracy. Niestraszne mu były nepalskie Himalaje. Bez wahania ruszył do USA na remake „tego prawdziwego” Festiwalu w Woodstock. W Londynie spotkał się z samym Jimem Marshallem (tak, tym od wzmacniaczy gitarowych). Opatentował niezwykle przydatny wynalazek w trakcie jednej z zimnych nocy na Saharze. Raczył się regionalną Albaneza Destylata, wioząc „dary” do Albanii. Jak ognia unikał białego jedzenia w Indiach. Zwiedził spory kawał Australii, gdzie spotkał nie tylko kangury, ale i fiata 125p. W Montgomery udało mu się namówić braci Teutul, by zmontowali choppera na aukcję WOŚP-u. Z pewnego moskiewskiego balkonu rozrzucał rosyjskie ruble. W Ho Chi Minh zmierzył się z demonami wojny wietnamskiej. Jednodniowy pobyt w Caracas przyniósł mu masę nieoczekiwanych przygód oraz spotkanie z miss Wenezueli. W Republice Południowej Afryki nie tylko nurkował, ale przede wszystkim spotkał się z Nelsonem Mandelą. Na jednej z portugalskich stacji benzynowych zorganizował grilla (choć dania nie smakowały tak wykwintnie jak słodkie porto czy słynne pastéis de nata). W Tanzanii zgodnie z tamtejszym prawem musiał zapłacić za sfilmowanie cudzych krów. Kiedy władze Sri Lanki nie chciały wydać jego ekipie kontenerów z pomocą humanitarną, zaangażował w sprawę samego Adama Rotfelda (ówczesnego ministra spraw zagranicznych). W Ghanie natomiast ultraprofesjonalny koncert zagrał mu pewien przypadkowy… fryzjer.
To oczywiście tylko zajawki opisywanych przygód, które mają zachęcić do wspólnego „Obgadywania świata”. Doskonałego poradnika dla podróżników, ale… kiepskiego przewodnika dla turystów. W czym tkwi różnica? W książce próżno szukać wyczerpujących opisów zabytków czy krajobrazów. To raczej pasjonująca opowieść o tym, jak przeżywać przygody i przy tym nie zwariować, a jednocześnie dać ponieść się szaleństwu. Narzekasz na brak niespodzianek w podróży? Nie planuj w takim razie wyprawy krok po kroku, postaw na pełną improwizację. Nie zapoznawaj się przed wyjazdem ze wszystkimi szczegółami dotyczącymi danego miejsca. Kiedy tylko nadarzy się okazja, bądź maksymalnie spontaniczny. Wykorzystuj zaskakujące szanse, przed którymi stajesz. Ryzykuj i nie bój się bać – choć jednocześnie zachowaj odrobinę zdrowego rozsądku. Na każdym kroku poznawaj nowych ludzi, bo niemal każda zawarta znajomość procentuje w przyszłości. Wreszcie: do wszystkiego podchodź z uśmiechem. A gdy problem wyda ci się nie do rozwiązania, remedium okaże się dobry trunek zakupiony u „lokalsów”. „Ahoj, przygodo”!
Te i inne wskazówki Owsiak przelewa na papier w kapitalny sposób, z właściwą dla siebie swadą, energią oraz zapałem. Oczywiście między wierszami, bo całkowicie wprost raczej nie byłoby w jego stylu. Nie szczędzi przy tym kolokwializmów ani wulgaryzmów, które dodają jego barwnym opowieściom pikanterii. Choć niekiedy przedstawione są one w sposób nieco chaotyczny, to i tak czytelnik bez trudu wpada w ich wir. Dla samego autora książka jest swego rodzaju pamiętnikiem, toteż mnóstwo w nim szczerej pasji, prawdziwych emocji oraz niewybrednych komentarzy. Dzięki nim Jurek daje się doskonale poznać od prywatnej strony, jako przysłowiowy „swój chłop”. Tekst dodatkowo opatrzony został (niezbyt poważnymi) zdjęciami z prywatnego archiwum autora, co dodatkowo potęguje niekwestionowaną autentyczność oraz niewybredny humor.
Owsiak kontrowersyjny jest, i basta. Jedni go kochają, inni nienawidzą, ale chyba nikt nie może mu odmówić oryginalności, entuzjazmu ani zaangażowania. Dlatego „Obgadywanie świata” to pozycja odpowiednia dla wszystkich. Przede wszystkim tych lubiących nietuzinkowych ludzi, nieustanne podróże oraz niecodzienne wyzwania. Ale także dla wiecznych malkontentów, którym przyda się lekcja optymizmu oraz motywacji do działania. A jeśli kiedykolwiek coś lub ktoś stanie na drodze do powodzenia waszych planów, przypomnijcie sobie znane motto, towarzyszące Jurkowi nie tylko na okładce jego książki: „Psy szczekają, karawana jedzie dalej”.
Autor recenzji: Wiola Nowak
Tytuł: „Obgadywanie świata”
Autor: Jurek Owsiak
Wydawnictwo: Znak
Data premiery: 2017
Źródło zdjęcia: www.znak.com.pl