Niewzruszone na okrutną rzeczywistość, pełne ufności oczy głównego bohatera najnowszego filmu Alice Rohrwacher nie dają widzowi spokoju. Lazzaro nie buntuje się przeciwko niesprawiedliwości świata, a jego spojrzenie wywołuje wrażenie, że oto obcujemy z czystym dobrem. Dziwne to jakieś i nieoswojone. I nie wiadomo, jak na tę świętość zareagować.
Jest z niego taka trochę ofiara losu: w niewielkiej sycylijskiej wsi Inviolata , gdzie cała społeczność bezprawnie wyzyskiwana jest przez markizę de Luna (wmawiającą nieświadomym pracownikom, że są jej dłużni i zmuszającą ich do ciężkiej pracy przy plantacji tytoniu), Lazzaro swoją naiwnością i posłusznością wypracowuje sobie pozycję kozła ofiarnego, wykorzystywanego przez wszystkich do wykonywania najgorszych prac. Nie protestuje, wręcz się cieszy, zawsze chętny do pomocy i gotowy do działania. Lazzaro zaprzyjaźnia się z synem markizy, nie zdając sobie sprawy, że ten z niego kpi i go wykorzystuje. Za namową owego Tancreda główny bohater chociażby podpisuje własną krwią list mający sfingować porwanie owego młodzieńca i wyłudzenie od mamy konkretnej kwoty w ramach okupu.
Jako że nie jesteśmy przyzwyczajeni do obcowania z nieskazitelnym dobrem, postać tytułowego bohatera wytrąca z równowagi i jest dla widza prawdziwym wyzwaniem. Lazarro nie pasuje do świata, w którym każdy czeka na okazję, by kogoś wykorzystać, ludzkiej pracy się nie szanuje, a relacje podszyte są niecnymi intencjami. Zdolny do poświęceń nie przypuszcza nawet, że ktoś może próbować go oszukać czy wyzyskać. Wydaje się głupi i naiwny, można by powiedzieć – nieprzygotowany do życia. Jego brak buntu i wiecznie szczęśliwe, niezmącone choćby odrobiną złości spojrzenie w kontraście z innymi członkami społeczności Inviolaty, sfrustrowanymi i próbującymi przetrwać kolejny dzień, wydaje się jeszcze wyraźniejsze.
Film wyraźnie dzieli się na dwie części – tę dziejącą się we wsi i tę, której akcja dzieje się w mieście. Cezurą jest wypadek Lazzara, który spada ze skarpy. Po wieku latach od bolesnego upadku niczym biblijny Łazarz podnosi się (ożywa?), by odnaleźć Tancreda, którego wciąż uważa za swojego przyjaciela. Inviolata jest już zupełnie opuszczona – mieszkańcy zostali uwolnieni od markizy i wywiezieni do miasta. Spotykamy ich po długim czasie, wciąż ledwie wiążących koniec z końcem. Tylko Lazzaro wygląda wciąż tak samo, i wciąż tak samo ufnie patrzy na ludzi i świat. Przybył do miasta, by odnaleźć tego, który tak naprawdę był przyczyną jego upadku. Przybył bez złości czy zawiści, bez chęci wymierzenia sprawiedliwości, wciąż z wiarą w to, że łączyła ich prawdziwa przyjaźń.
„Szczęśliwy Lazzaro” to filmowa baśń o dobrym człowieku. Jego historia przedstawiona jest na tle problemów włoskiego społeczeństwa na przestrzeni lat, czym zbliża się do poetyki neorealizmu, także poprzez powolne tempo akcji czy zaangażowanie wielu aktorów- amatorów. Alice Rohrwacher wychodzi jednak poza tę kategorię, wprowadzając w narrację elementy cudowności. Ludowe legendy czy zdarzenia z pogranicza realności i magii sfilmowane w sepii tworzą ze „Szczęśliwego Lazzaro” dzieło wyjątkowe także pod względem estetycznym.
Film, chociażby z racji na swoje powolne tempo, wymaga skupienia, ale wysiłek włożony w jego odbiór zostawia widza z wielką satysfakcją i obszernym materiałem do dyskusji i analizy. Tak jak w przepięknej końcowej scenie za wyrzuconymi z kościoła bohaterami filmu ulicami miasta podąża organowa muzyka , tak po zakończeniu seansu jeszcze długo będziemy mieć w głowie głównego bohatera i jego oczy pełne wiary w dobro, zmuszające nas do refleksji i zadawania sobie pytania o miejsce świętości w naszym życiu.
Maja Skowron
8/10
Film został nagrodzony w kategorii Najlepszy scenariusz na Festiwalu w Cannes. Polscy widzowie mogli oglądać go podczas Festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Tytuł: „Szczęśliwy Lazzaro”
Polska premiera: 8 marca 2019 r.
Reżyseria i scenariusz: Alice Rohrwacher
Zdjęcia: Hélène Louvart
Montaż: Nelly Quettier
Scenografia: Emita Frigato
Kostiumy: Loredana Buscemi
Za możliwość obejrzenia filmu dziękuję Aurora Films