Jeśli i u Was trwa białe szaleństwo, najnowsza propozycja Artura Żurka wydaje się świetną propozycją na spędzenie zimowego wieczoru pod kocem. Śnieg za oknem stanowi bowiem idealną scenerię do czytania „Łucznika”, w którym akcja dzieje się w Warszawie sparaliżowanej nie tylko śniegiem i mrozem, ale przede wszystkim panicznym lękiem, spowodowanym działalnością tytułowego Łucznika. Nieuchwytny, przebiegły i pozostający w cieniu zabójca przemyka niezauważony pod nosem policji, która patroluje przecież każdy zaułek stolicy. Gdy miasto spowija strach, do głosu dochodzą przeróżni oszuści, którzy chcą się dorobić na ludzkiej tragedii, sprzedając przedmioty mające rzekomo zapewnić mieszkańcom Warszawy bezpieczeństwo. Przerażeni obywatele uciekają się do najróżniejszych sposobów ochrony – kwitnie handel stalowymi parasolkami i metalowymi kolczugami, które mają zabezpieczyć ludzi przed strzałami szaleńca.
Artur Żurek wykreował świat niemalże apokaliptyczny, gdzie wzajemna nieufność i lęk zamyka ludzi w domach i doprowadza do eskalacji przemocy i samosądów na ulicach. Tajemniczy łucznik staje się synonimem wszechobecnego zła, które nie pozwala na normalne funkcjonowanie i stanowi nieokiełznaną siłę. Nie wiadomo kiedy, ani skąd uderzy, nie można przygotować się na jego atak. Łucznik starannie wybiera swoje ofiary i nigdy nie chybi. Jest precyzyjny, przebiegły i niedościgniony.
Henryk Zamroz, znany czytelnikom ze „Strzygonia” wydaje się mieć w tym szaleństwie, jako jedyny, głowę na karku, nie poddając się wszechobecnej panice i tocząc w miarę normalne życie emerytowanego pisarza. Nie boi się przemierzać miasta piechotą ani wychodzić na cotygodniową partyjkę szachów do nowo poznanego znajomego. Jednak jego spokój nie trwa długo – wkrótce zostaje wplątany w intrygę policji, mającą na celu ujęcie sprawcy i znalezienie dowodów jego winy. Przeciwko łucznikowi uruchomiona zostaje cała biurokratyczna machina, włącznie z zaangażowaniem czołowych i lokalnych polityków.
Artur Żurek w najnowszej powieści skonstruował świat pełen obaw, wszechobecnej nieufności, chaotyczny, nieco pozbawiony zasad społecznych, w którym policja zdaje się bezradna, a przybliżenie rozwiązania zagadki to w znacznej mierze wynik przypadku i szczęśliwych zbiegów okoliczności, aniżeli skutecznych i planowych działań organów ścigania. Wszędobylskie układy, znajomości i zależności decydują o losach poszczególnych postaci i powodują w ich życiu mniejsze lub większe problemy. Nadkomisarz Brunon Warski – prowadzący sprawę Łucznika, Marek Krawiec– psycholog i kompan Zamroza w grze w szachy, wspomniany Henryk Zamroz czy tytułowy łucznik to tylko kilka z przewijających się postaci, z punktu widzenia których poznajemy całą historię. Nie są oni superbohaterami, popełniają błędy, niedopatrzenia, kierują się własnymi antypatiami i realizują własne interesy, podsycając konflikty i nastawiając bliskie osoby przeciwko sobie. Są wobec siebie nieufni, skrzętnie ukrywają tajemnice, niejednokrotnie utrudniając tym postępowanie. Prowadzą dochodzenie na własną rękę, zatajając istotne dla sprawy fakty i grając z mordercą we własną grę.
Ta nieudolność policji i skupienie się na osobie podejrzanego, do której niejako dopasowywane są poszlaki i dowody, byle tylko udowodnić mu winę, może zdawać się w pewnym momencie nużąca. Jednak pomimo pewnego zafiksowania organów ścigania na głównym podejrzanym i medialnego odtrąbienia sukcesu, w historii do samego końca pojawiają się nowe fakty i okoliczności, stawiające postać łucznika w nowym świetle i burzące wzajemny balans między uczestnikami wydarzeń. I to właśnie te ostatnie strony, kiedy w końcu poznajemy prawdziwe motywacje i tożsamość zabójcy stanowią najmocniejszą część powieści, i powodują u czytelnika wstrzymanie oddechu. I to dla nich, jeśli nie dla tej wypływającej z każdej strony atmosfery strachu, warto sięgnąć po „Łucznika”.
Autor recenzji: Katarzyna Rosół
Tytuł: Łucznik
Autor: Artur Żurek
Wydawnictwo: Initium
Data premiery: 29.11.2023
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Initium