Kobieta ze stali – te słowa zdają się dobrze charakteryzować Annę Walentynowicz. Matkę, działaczkę, pracowniczkę i przodowniczkę pracy. Chociaż życie jej nie oszczędzało, nie poddawała się. Spektakl wystawiany na deskach Teatru Łaźnia Nowa pozwala nam bliżej przyjrzeć się tej ciekawej postaci.
Annę Walentynowicz opisać możemy na wiele sposobów. Część określeń padła już we wstępie tej recenzji. W spektaklu Anny Gryszkówny, Anna Walentynowicz jest trochę niczym nasz polski Forrest Gump, której życie osobiste splata się z politycznymi wydarzeniami. Ze spektaklu dowiadujemy się między innymi, że przeżyła II wojnę światową, straciła matkę i jako dziecko „poszła na służbę”, czyli po prostu pracować u kogoś. Jej los na przemian to odmieniał się, to nie szczędził jej gorzkich chwil. Jedną z chwil szczęścia było rozpoczęcia pracy w Stoczni Gdańskiej. Gdzie dzięki hartowi ducha stała się przodowniczką pracy oraz uczestniczyła w rozwoju ruchu robotniczego, który przyczynił się do upadku komunizmu. Krakowski spektakl to niejako próba przedstawienia biografii tej barwnej postaci. W ten sposób niejako otrzymujemy w wgląd do kulisów, dziejących się wydarzeń, które znamy z podręczników.
Biografia kobiety pełna jest trudnych momentów, począwszy od śmierci matki, po samotne macierzyństwo i w końcu chorobę. Cały życiorys bohaterki to walka. Walka o to, by utrzymać siebie i dziecko, walka o to, by dociec sprawiedliwości, gdy zachorowała i Stocznia chciała dać jej znacznie niższe wynagrodzenie, czy w końcu walka o wolną Polskę. Widzimy kobietę odważną, która choć czasami upada, zawsze w końcu się podnosi. Wykreowana przez Annę Gryszkównę i Agnieszkę Przepiórską postać, jest pełna różnych odcieni i w pełni wiarygodna. Bohaterce towarzyszy na scenie czujne oko kamery, które śledzi jej poczynania i wyświetla je na wielkim telebimie ustawionym w centrum sali. Bohaterkę przepytuje zaś sama reżyserka (Anna Gryszkówna), która raz pełni niby to rolę reporterki, a innym razem nieustępliwej kadrowej. W ten sposób w nieco ponad godzinę poznamy losy tytułowej kobiety.
W tym spektaklu Anna Walentynowicz, to wyjściowo kobieta już dojrzała, staruszka, ale gdy opowiada o sobie, cofamy się do czasów jej młodości, widzimy jak wiruje w tańcu ze swoim ukochanym, jak cieszy się z otrzymania nowej pracy, czy jak popada w beznadzieję, po otrzymaniu diagnozy. Przepiórska gra hipnotyzująco, na nieco ponad godzinę zabiera nas do innego świata. Jej Walentynowicz wprost chłonie się każdym zmysłem, trudno oderwać od niej wzrok.
„Nazywam się Anna Walentynowicz” to dla mnie spektakl kompletny. Pozwala poznać losy kobiety niebanalnej, która śmiało może uchodzić za jeden z symboli minionych czasów. Jednocześnie genialnie zagrany i zachęcający do dalszego poznania bohaterki, poprzez jeszcze lepsze poznanie jej biografii.
Autorka recenzji: Monika Matura
Tytuł: Nazywam się Anna Walentynowicz
Reżyseria: Anna Gryszkówna
Scenariusz: Piotr Rowicki
Występują: Agnieszka Przepiórska, Anna Gryszkówna