Tegoroczne Juwenalia obfitowały w szeroki wachlarz artystów, który miał zadowolić zarówno świeżo upieczonych – jeszcze nastoletnich – studentów, jak i nieco bardziej „wiekowych” studentów, którzy być może (ale o tym cicho sza!) studentami już wcale nie są. Dla tej drugiej grupy właśnie przybyli oni – powstali z martwych: Ich Troje!
Nikt lepiej nie zrozumie fenomenu Ich Troje niż osoby w wieku około 30 lat, które pasjami pochłaniały płyty (a nawet jeszcze kasety!) tegoż zespołu, będąc radosnymi przedszkolakami lub uczniami szkoły podstawowej. Nic więc dziwnego, że grupa, która po latach powróciła – z przytupem pojawiając się na Poland Rock Festival 2024 – znów stała się fenomenem. Walcząc o Złotego Bączka, czyli możliwość ponownego występu na festiwalu w kolejnym roku, Ich Troje odwiedzają różne miasta – między innymi zawitali na krakowskie Juwenalia.
Jeśli ktoś spodziewał się zmian kierunku muzycznego zespołu, pewnych, choćby drobnych, przemian – choćby wizerunkowych – tego tu nie znajdzie. Ich Troje są tacy, jakby wyjąć ich z koncertu w Kołobrzegu w 2001 roku i wstawić prosto na scenę Strefy Plaża w Krakowie. I mówimy tu o wszystkim – dosłownie te same piosenki z identycznym brzmieniem, ta sama stylistyka kostiumów i scenografii (być może dosłownie te same stroje wyjęte z szafy), ten sam klimat na scenie. Są też ci sami oni – ich dwoje (Michał Wiśniewski i Jacek Łągwa), bo jeśli chodzi o wokalistkę – tu zmiany bywają dynamiczne. Ta „odbitka” koncertów z początku drugiego tysiąclecia to świadomy zabieg. Gdyby zespół zaczął eksperymentować z nową stylistyką czy muzyką – byłoby to bardzo ryzykowne. Zgraja synów i córek lat dziewięćdziesiątych, wiedzionych różowym obłokiem nostalgii, wyszłaby z koncertu zawiedziona – nieważne, jak jakościowe byłyby ich nowe utwory i wizerunek.
Grupa odśpiewała wszystkie swoje największe hity oraz kilka mniej znanych kawałków. Nie zabrakło „Zawsze z tobą chciałbym być”, „A wszystko to…”, „Powiedz” i innych szlagierów. Publiczność równo śpiewała refreny, zapamiętane z przedszkolnych szalonych imprez. Było barwnie, głośno i cudownie tandetnie – czyli dokładnie tak, jak powinno być. Michał Wiśniewski z czerwonymi włosami krzyczał na łóżku, obecna wokalistka bujała się na huśtawce, a szampan strzelał w publiczność. Niewątpliwie atrakcji dodali także profesjonalni tancerze występujący na scenie.
Głosy Wiśniewskiego i Łągwy się nie zmieniły – czyli dalej: kto lubi, ten lubi, kto nie – ten nie. Dużym pozytywem była natomiast Martyna Majchrzak, która jako nowa wokalistka zespołu prezentuje się naprawdę profesjonalnie od strony wokalnej.
Pewne komentarze Wiśniewskiego – przypominające nieco wypowiedzi wujka na weselu – oraz elementy niektórych piosenek, jak choćby „Kochać kobiety”, mogły u młodszych uczestników koncertu wywołać delikatną nić cringu. Bo jak już wiemy – świat mknie do przodu, a Ich Troje wciąż są w 2002. Ale nie straszne to będzie tej drugiej grupie „studentów” – tych co najmniej 25+, która zapewne wróciła do domu z mieszanką radości, wzruszenia, nostalgii i brokatu we włosach. Dla nich to nie był tylko koncert – a smakowita podróż w czasie.