Wydaję się, że tu akcję wyznaczają porody. Dwa, ale za to jakie spektakularne. O dziwno, nie mają nic wspólnego z zagadką kryminalną. Za to dużo z Aurorą Teagarden – główną bohaterką książki Kości niezgody, która brawurowo wciela się w rolę położnej.
Ale od początku…
Niespodziewany spadek, morze pieniędzy, dom i ruda (ciężarna) kotka, która mimo usilnych starań woli przebywać w dobrze znanej posiadłości, niż u nowych opiekunów. Były chłopak, jego (ciężarna) żona w zdecydowanie za bliskim sąsiedztwie, przystojny pastor i świeżo upieczona panna młoda, a właściwie Panna Mama – Starsza.
Jest jeszcze coś… ukryta czaszka, która przysparza głównej bohaterce całkiem sporo rozrywki. A to za sprawą staruszki Jane, z którą Aurora dzieliła tylko i wyłącznie upodobanie do tajemniczych morderstw. Jak widać to wystarczyło, żeby jej życie zmieniło się w ciągu jednego dnia.
Trup jest mało istotny, zagadka faktycznie się pojawia, ale ani nie mrozi krwi w żyłach, ani tym bardziej nie wyznacza rytmu powieści. Ten, wyznaczają za to portrety sąsiadów, którzy na pierwszy rzut oka może i wyglądają idealnie, ale tak naprawdę mają skrzętnie ukrywane drugie oblicze.
Jeśli ktoś szuka napięcia, szybkiego tempa akcji, okropnej zbrodni i wielu trupów – tu tego nie znajdzie, ale jeśli ktoś lubi proste i przyjemne książki na jeden wieczór, w których zdecydowanie bardziej liczy się warstwa obyczajowa, niż kryminalna – to właśnie znalazł coś dla siebie.
A. Gałczyńska