Jest coś, do czego muszę się przyznać. Mianowicie do mojej fascynacji tematem zombie. Nie jest to wyznanie na miarę skandalu obyczajowego, gdyż jakoś tak się zdarzyło, że nieumarli (w każdej postaci), stali się numerem jeden pop – kultury XXI wieku. Można by było natomiast pytać dlaczego ? Dlaczego te wszystkie filmy, seriale, książki, z których wychodzą rozkładające się trupy ? Ja na pewno wiem, dlaczego warto przeczytać Ciepłe Ciała Isaaca Mariona.
Po pierwsze, osobiście nie spotkałam się z ujęciem tematu zombiaków od tej drugiej strony. Nikt nie chce utożsamiać się z rozpadającym się ciałem pozbawionym duszy. Pewnie dlatego, że taka definicja aż za bardzo pasuje do całkiem żywotnych przedstawicieli naszego gatunku. Po drugie, jest to naprawdę mądra książka. Szukająca odpowiedzi na nie łatwe pytania.
Akcja Ciepłych Ciał dzieje się po skończeniu świata. Cywilizacja upadła. Kryzysy, wojny, zombie. Chodzące trupy stały się konsekwencją apokalipsy, a nie jej przyczyną. Nie ma tu spektakularnego zarażenia epidemią , ciemnych spisków naukowców i rządów. Tak zwyczajnie – nagle umarli zaczęli powracać. Naszym głównym bohaterem jest zombie, na którego mówią R. To jego oczami obserwujemy wyniszczony świat i nowy porządek rzeczy. R różni się od innych zombie, ma kolekcje płyt, jego ulubionym zajęciem jest jazda na ruchomych schodach, próbuje sobie przypomnieć, coś co stracił wraz z impulsem życia. Katalizatorem zmian w nieumarłym świecie R staje się Julie – dziewczyna, którą ten ratuje przed zjedzeniem, a także wspomnienia chłopca, które R przyswoił sobie wraz z jego mózgiem. R szuka życia. Definicji człowieczeństwa. Wcale nie powiedziane jest, że żywym jest ten, którego serce toczy ciepłą krew.
Recenzja: Aleksandra Karwala
Isaac Marion, Ciepłe Ciała, Wydawnictwo Replika, 2011