W samochodzie, który wiózł mnie do Grand Hotelu w Yunhai, szofer włączył radio. Nadawano wiadomości i akurat jakiś partyjny dygnitarz z zadowoleniem informował słuchaczy, że dzięki prawu zezwalającemu na posiadanie tylko jednego dziecka nie urodziło się czterysta milionów Chińczyków. Zdumiała mnie ta uwaga: jak można się było cieszyć z czterystu milionów widm? Innymi słowy, z czterystu milionów nieobecnych… Po co inwestować w niebyt zamiast w byt? Wśród tych tłumów Chińczyków, którzy nie przyszli na świat, znajdowali się niewątpliwie ludzie inteligentni, ludzie nadzwyczajni, ludzie upragnieni, ludzie odważni, poza tym Nowy Mozart, następny Einstein, przyszły Pasteur, tacy, których geniusz zmieniłby całą ludzkość… Nie, tutaj, z wyjątkiem pani Ming nikogo to nie szokowało: bojąc się przeludnienia, a w konsekwencji głodu, rządzący i członkowie komisji planowania rodziny byli zachwyceni, że nie ma nic… czterysta milionów razy nic…?
Trudno uwierzyć, że są dziś takie miejsca, gdzie dom = dziec-i w liczbie mnogiej, a użycie frazy „rodzina wielodzietna” w tym przypadku uchodzi za oksymoron… I nie chodzi tu o własne przekonania, biologię czy styl życia. A o Chiny i narzucone prawo ograniczania urodzin do jednego dziecka (z preferencją chłopoczyków, bo robotniejsi). Na drugi plan schodzi już nawet dyskusja nad granicami ingerencji polityki w życie jednostek, XXI wiek, wolność wyborów i prawa człowieka. Nie chodzi też o statystyki i konsekwencje: na przykład trudne do przeskoczenia w wyobraźni liczby nienarodzonych czy zabijanych we wczesnym dzieciństwie chińskich dzieci (z preferencją dziewczynek) i skrzywdzonych matek, a z drugiej – duży znak zapytania o wizję przyszłości jedynaków rozpieszczanych do granic możliwości, którzy za 30 lat będą tyrać na ośmiu niedołężnych dziadków. W dodatku samotnie, bo nie będzie wystarczającej liczby żon płci żeńskiej.
Po przeciwnej stronie tego powiedziałabym „tła społeczno – politycznego” staje główny bohater książki, niezależny, trochę powierzchowny światołapacz interesów i przygód. Zaskoczony informacją o swoim dziecku w drodze spotyka Panią Ming i zaczyna gmerać we własnych emocjach… Byłem wściekły. Dlaczego? Dlaczego tutaj? Jeśli Chiny poruszały moje ojcowskie uczucia, to czy dlatego, że zaraziłem się od zgromadzonych dookoła tłumów, które skłaniały mnie do dodania jeszcze jednego życia do innych istnień, czy przeciwnie, działało tak na mnie surowe ograniczenie urodzin?
To o co chodzi? Najbardziej na świecie chodzi o Człowieka i świat, który nosi w sobie bez względu na społeczne sytuacje, inwigilacje, wartości gradacje, innowacje, wszelkie cudowne modernizacje i optymalizacje… 😛 A ten świat = miłość. Potrzeba dawania, otrzymywania i potrzeba dzielenia (czyt. też rozmnażania 😉
Do tego momentu książka jest jeszcze całkiem prawdopodobna… Jednak to się zmienia, a ja od zawsze uczepiona lektur na bazie faktów autentycznych 😉 myślę i myślę jaki sens wnoszą w nasze życia te o światach niemożliwych. Tytułowa Pani Ming, groteskowo profesjonalna babcia klozetowa w wielkim biurowcu występuje tu w roli majestatycznego onieśmielającego swoich klientów mnicha. Dzierżącego i dzielącego się swą ponadczasową mądrością w swym przybytku, do którego każdy koniec końców trafia i który staje się trochę ironicznym obrazem dance macabre, gdzie nie ma znaczenia, czy jesteś królem wieżowca, krasnalem na portierni, czy żabą zza siedmiu mórz. Nieskończona i intrygująca mądrość Pani Ming zamyka się w dziesięciorgu indywidualnościach jej własnych dzieci, które nie miały prawa narodzić się w tym świecie, kraju i czasie. Każde niepowtarzalne, charakterystyczne, uniwersalne. No właśnie… bo kiedy zasady obowiązujące w świecie realnym stają się absurdem, jakie jest wyjście?? A jednak. Książki o światach niemożliwych mogą wnieść wiele, bardzo wiele… Tajemnica Pani Ming Erica-Emmanuela Schmitta jest o głęboko drzemiących w nas potrzebach/tęsknotach za wartościami czerpanymi z rodziny: ciepłem, akceptacją, bezpieczeństwem… 10 historii – tak niezwykle barwnych, ciepłych i głębokich staje się filozoficznym dekameronem. Prawdą o mnie i o Tobie. Zapraszam!
Recenzowała: Sylwia Lewińska-Sokół