To zupełnie inny Ziemkiewicz od tego, którego znacie z takich książek jak: „Czas wrzeszczących staruszków”, „Zgred”, „Ciało obce”, czy też publikacji w prawicowym „Uważam Rze”. „Władca Szczurów” to proza charakterystyczna, „drapiąca” aż do krwi, bezkompromisowa, pesymistyczna, a przede wszystkim mająca wydźwięk anarchistyczny.
Ta książka zaliczana w poczet gatunku science-fiction jest jednocześnie świeża, jak i przedatowana. Po raz pierwszy została wydana przez wydawnictwo Alfa w 1987 roku, ale z okazji już trzydziestej rocznicy debiutu prasowego autora w 1982 roku – jej wznowienia podjęło się wydawnictwo Fabryka Słów. Pierwszy „Władca Szczurów”, który był debiutem młodego i niepokornego Ziemkiewicza, został uzupełniony o inne opowiadania napisane w latach 80. i 90. (np. „Źródło bez wody”). Nowy „Władca” został również wzbogacony o ciekawą biografię autora i jego obszerne posłowie – komentarz, w którym wnikliwie i z przymrużeniem oka opowiada o swoich inspiracjach science-fiction i ich przełożeniem na polskie realia polityczne.
Wydana przez Fabrykę Słów książka, kusi czytelnika nie tylko zawartością, ale także intrygującą oprawą graficzną. Okładka przedstawiająca – na pierwszy rzut oka „robocopa” poddanego praniu mózgu, której znaczenie nabiera sensu dopiero po lekturze książki – to prawdziwy majstersztyk.
„Władca szczurów” to proza wciągająca od pierwszych zdań: napisana ciętym, wręcz szorstkim językiem – szczera do bólu. Ziemkiewicz jawi się w niej jako undergroundowy pisarz, który mógłby zostać guru młodego pokolenia, wiecznie walczących i zbuntowanych. Nic dziwnego – autor napisał ją jako młodzik, pełen idei i wewnętrznej rebelii. Jednak już jako początkujący pisarz władał świetnym językiem, który poraża jednoczesną głębią i prostotą. Jest mistrzem ironii, riposty, metafor, a przede wszystkim symboliki, której tak obficie używa w swoim pisarskim debiucie. Odnajdywanie jej podczas lektury przez wprawnego i głodnego znaczeń czytelnika – to czysta przyjemność.
Idea przeniesienia realiów systemu PRL-u w odległą przyszłość spod znaku rozwoju technologicznego i wypraw w kosmos to sprytny oraz nietuzinkowy pomysł. Zadziwia, a jednocześnie przeraża metafora komunistycznej inwigilacji i więzień – jako „zsyłek” kosmicznych. Każde z zawartych we „Władcy” opowiadaniach jawi się jako bezkompromisowy manifest antyrządowy, czy też antywojenny. Ociekają one pesymizmem tych, którzy wyzbyli się już marzeń, nadziei, a ich idee okazały się „prochem na wietrze”. Aż dziwne, że udało się wydać ową książkę w PRL-owskiej rzeczywistości, ponieważ w opowiadaniach można dostrzec: krytykę „bezsensownego” systemu, chęć przywrócenia do życia bohaterów z przeszłości, bezideowość rewolucji, opisy ruchów opozycyjnych, czy dążenia jednostek do odnalezienia sensu w rzeczywistości beznadziei, gdzie każdy każdemu „podkłada świnie”, a kodeks etyczny wydaje się nie istnieć.
Jednym z najbardziej „zbuntowanych” opowiadań jest „Człowiek w pociągu”. Narrator jawi się tu jako zagubiony w świecie idealista, który jazdę pociągiem traktuje jako ucieczkę i wyzwolenie. Jeździ bezustannie w brudnych, tanich wagonach – w poszukiwaniu zapełnienia pustki, poznania innych miłośników takich „poszukiwań”. Podczas jednej z pociągowych eskapad poznaje pijaczka, który chce iść do więzienia. Dlaczego? By nie musieć dłużej się chować. Dokonuje on wnikliwej analizy społeczeństwa, które wiecznie ucieka – nawet nie wiedząc przed czym (być może przed inwigilacją – „obłożeniem kamerami, ekranami i mikrofonami”, a być może – w celu zachowania poczucia „resztki” wolności). Jego wypowiedź w idealny sposób oddaje cięty język autora i przyświecające mu idee: „Dobrze, że nie miałem więcej wódki, człowiek się rozkleja, zaczyna jęczeć, narzekać. Tego też mam dosyć. Nie potrafimy się nawet zachowywać z godnością. Nie ma co, nie chcieliśmy wiedzieć, co się właściwie dzieje i mamy za swoje. Wszystko, co chcesz, pod ręką, wystarczy nacisnąć guzik. Czego my jeszcze chcemy?”. Nie sposób nie odnieść tych słów do realiów współczesnej Polski, czy kondycji świata w ogóle.
„Odrestaurowanego” Ziemkiewicza trzeba przeczytać. Mimo, że proza ta ocieka pesymizmem, nie pozostawia nadziei – ale przez co jest szczera, głęboka i wywołuje (nie tylko chwilowe) refleksje, o co obecnie trudno. Niech rekomendacją dla was będą słowa samego pisarza: „Autora publikowanych w tym tomie opowiadań już nie ma. Niepostrzeżenie przemienił się w kogoś innego, kto na jego młodzieńcze furie patrzy po części z rozbawieniem, a po części z zazdrością. Ale mam nadzieję, że choć część czytelników odnajdzie w tych rozegzaltowanych historiach siebie i zechce przyjąć to, co wpychający się do literatury młodzian miał im do zaoferowania”.
Recenzowała
Magdalena Bońkowska