„Panie […] ja tam popłynąłem po kontynent, a ty oczekiwałeś ziarenka kukurydzy”
Do Żyznych Ziem zbliżały się statki. Pieczołowicie przechowywane Kodeksy przepowiadały taką sytuację – do domu mieli powrócić Boreaszowie, bracia którzy przed wiekami udali się w podróż na stary kontynent, ale pasażerami okrętów mogli być także wrogowie, wysłannicy Wiecznej Nienawiści. Teraz wszystkie ludy zamieszkujące Żyzne Ziemie muszą podjąć decyzję jak przywitać przybyszów, kogo oczekiwać Praojców czy zagłady.
Saga o Rubieżach Liliany Bodoc, argentyńskiej pisarki, zachowuje najlepsze cechy literatury latynoamerykańskiej, tej z pod znaku fantastyki i realizmu magicznego. Misternie zbudowana opowieść ciągnie się na wielu płaszczyznach. Świat magii, natury i ludzi przeplata się z sobą tworząc nierozerwalną całość. Fantastyczna rasa Lulków (istot o świecących ogonach i zwierzęcej fizjonomii), Magowie Ziemi, wojownicze i pasterskie ludy, Władcy Słońca oraz współodczuwająca i komunikująca się za pomocą znaków natura to elementy świata przedstawionego przez Lilianę Bodoc tak swobodnie, jakby wystarczyło przekroczyć nieznaczną granicę, by znaleźć się w tej rzeczywistości. I po części tak jest. Bo historia walki Żyznych Ziem z Synem Śmierci – Misaianesem, to po prostu przykryta płaszczem fantastyki historia dobrze znana – podboju Nowego Świata.
Mamy Władców Słońca, szamanizm, legendę o powrocie bogów zza mórz, czterokopytne zwierzęta i karmiącą się prochem broń rażącą ogniem przywiezione przez najeźdźców i w końcu chęć ujarzmienia tego, co inne. Czy tym razem dzieci Żyznych Ziem wygrają?
Liliana Bodoc, Saga o Rubieżach. Tom I, Prószyński i S-ka, Warszawa 2012
Recenzja: Aleksandra Karwala