Co myśli dziecko, kiedy matka odchodzi bez pożegnania? O czym marzy kobieta, kiedy po raz kolejny kładzie się do łóżka z posiniaczona twarzą? Czego pragnie, gdy wreszcie podejmuje decyzję o ucieczce? To pozostaje jej tajemnicą, sekretem, który rani i nie daje o sobie zapomnieć latami.
Baby Halder hinduska dziewczyna ma za sobą niejedną traumę. W wieku zaledwie czterech lat jej matka odchodzi. Zostawia ją i rodzeństwo z ojcem, który nie poświęca rodzinie zbyt wiele uwagi. Znosi złe traktowanie macochy, nieobecność ojca, głód fizyczny i głód emocjonalny… Dorosłe życie wymierza jej kolejne ciosy. Mąż sadysta przepełnia czarę goryczy. Baby ucieka z trójką małych dzieci by zostać służącą w domu bogatych ludzi. Boryka się z biedą i własną przeszłością. Nie wierzy, że życie może przynieść jej jeszcze coś dobrego. Wychowana w kulturze, w której kobieta jest jedynie bezwolnym pionkiem, nie decyduje o sobie i o swojej przyszłości, nie oczekuje już niczego. Chce po prostu zapewnić godziwe życie swoim dzieciom. Ból i demony przeszłości gaszą w niej ostatnie iskierki nadziei.
Barwny, poetycki, nasycony porównaniami język nie zawsze jest gwarantem sukcesu. Czasem lekki, nonszalancki styl po prostu nie przystaje do treści, która zawiera się na kartach książki. Zwłaszcza gdy opisuje fakty autentyczne, nasycone osobistym ładunkiem emocjonalnym, kwestie trudne, bolesne wspomnienia. Waga tego, co autor chce przekazać jest tak duża, że musi używać języka prostego i oszczędnego. Takim właśnie językiem posługuje się Baby Halder. Ten zabieg, zapewne zresztą nie celowy, potęguje uczucie smutku, goryczy, a zarazem współczucia i głębokiej empatii u czytelnika. Język jest tak samo surowy jak twarda i bezwzględna była rzeczywistość, w której przyszło Baby spędzić kilkadziesiąt lat życia.
Książkę czyta się dobrze, choć początkowo można odnieść wrażenie, że owa surowość języka jakby utrudnia rozumienie, tworzy swoistą barykadę między czytelnikiem, a uczuciami autorki. Ona jedynie relacjonuje, bardzo szczegółowo, krok po kroku, jakby automatycznie odtwarza w pamięci każdy epizod minionego życia. Nie ocenia, nie wyróżnia, nie degraduje. Opowieść tworzy jednolity ciąg zdarzeń, w którym żadne nie jest ważniejsze od pozostałych. Suche, rzeczowe sprawozdanie. Jak gdyby bała się ponieść emocjom, jakby nie chciała przyznać się, że właśnie to czy inne wydarzenie ją zabolało, było ważne, radosne czy smutne. Jakby kreśląc każde zdanie uważała by nie zafałszować żadnego, nawet najmniejszego szczegółu. I relacja rzeczywiście wydaje się być szczera, momentami aż nadto boleśnie.
„Zapiski hinduskiej służącej” to lektura inna niż wszystkie. To autentyczny zapis choroby, cierpienia, walki, terapii i uzdrowienia. Profesor Prabodh Kumar pierwszy dostrzegł u Baby symptomy choroby jej duszy. To on polecił by zastosowała najstarsze lekarstwo świata – by opowiedziała historię – swoją historię. Jej życie zawarte na kartach tej książki jest jej oczyszczeniem. Żyjąc ze swoim cierpieniem i bolesnymi wspomnieniami powoli stawała się obojętnym głazem. Ale jak mówi przysłowie: czas leczy rany i Baby Halder również doświadczyła tej magicznej właściwości upływu czasu… Przelanie żalu i goryczy na papier uwolniło ją z kajdan niszczących wspomnień i rozdrapywania starych ran. Książka „Zapiski hinduskiej służącej” pozwala znaleźć w sobie dystans i uwolnić się od dręczącego echa przeszłości. Jest lekarstwem dla tych, którzy chcą zacząć życie od nowa, zostawiając bagaż ciężkich doświadczeń gdzieś daleko za sobą…
„Zapiski hinduskiej służącej”
Baby Halder
Prószyński i S-ka
Warszawa 2012