Już po raz ósmy krakowski oddział Stowarzyszenia Lokalnych Ośrodków Twórczych zorganizował Festiwal „O wschodzie” – tym razem tematem przewodnim była Turcja. W dniach 10-11.11.2012 roku gościnne progi II Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Sobieskiego przywitały otwartymi drzwiami wszystkich chętnych wyruszyć w podróż na Wschód.
Zwiedzając teren Festiwalu pierwszego dnia miałam wrażenie, że wkroczyłam w obłok wirujących fragmentów tęczy. Wszystko wokół mieniło się kolorami, błyszczało, pulsowało od ludzkich głosów, śmiechu, nawoływań. Z dokładną oraz barwną mapą w ręku połączoną z programem Festiwalu, zaczęłam zagłębiać się w labirynt korytarzy, zaglądać do sal. Wszystkie wydarzenia zostały podzielone tematycznie i przypisane do konkretnych miejsc. Nie było wcześniejszych rezerwacji, obowiązywała zasada: kto pierwszy, ten zostaje w sali.
Jeśli twórcza strona waszej natury daje o sobie znać, zapewne wybralibyście się ze mną do jednej z dwóch sal artystycznych. Na warsztaty z decoupage’u na szkle weszłam bez problemu, a przy ogromnym stole do pracy znalazło się miejsce dla wielu chętnych. Przyjazna atmosfera i precyzyjne wskazówki dla uczących się tej techniki sprawiły, że te niespełna dwie godziny minęły szybko i przyjemnie wśród zapachu farby akrylowej, szumu suszarek i fruwających pod nożyczkami wielobarwnych serwetek. Sztuka decoupage’u nie jest mi już obca.
Po skończonych zajęciach zaczęłam zastanawiać się co dalej. Dzięki karnetowi mogłam wybierać w bogatej ofercie: wykłady, warsztaty, slajdowiska, zajęcia taneczne lub kulinarne, kuglarstwo, dyskusje, kino.
Warsztaty z języka tureckiego, na które się zdecydowałam, przybliżyły mi ten specyficzny język, pozwalając poznać jego historię, alfabet, podstawowe zwroty. Już teraz zawsze, kiedy usłyszę jak małe dziecko wita z radością starszą panią okrzykiem ‘baba’ to pomyślę, że turecki przechodzień byłby tym mocno zdziwiony. Przecież w jego języku to słowo oznacza ‘tata’.
Chcąc choć trochę uspokoić skaczący w głowie tłum tureckich słów, wybrałam się na poszukiwanie spokojnego i przytulnego miejsca, gdzie mogłabym odpocząć. Kiedy stanęłam na progu Czajowni poczułam się autentycznie oczarowana. W przytłumionym świetle świec i lampek rozpraszających półmrok, dostrzegłam spływające z sufitu wielobarwne tkaniny, a na dywanach wzorzyste poduszki. Ich kształty kusiły obietnicą miękkiej wygody, więc usiadłam wśród nich ze szklaneczką parującego czaju i aromatyczną szarlotką. Już po kilku minutach poczułam jak spływa na mnie błogi spokój. Takiego właśnie miejsca szukałam – oazy pośród rozkołysanego ludzkiego morza, gdzie można zatrzymać się, odpocząć, porozmawiać. Miejsce niczym wyjęte z baśni.
Nazajutrz dzień przy ul Sobieskiego rozpoczął się powoli i bez pośpiechu. Ludzi jakby mniej, wszyscy wyciszeni. Nic dziwnego – taka intensywność i mnogość wydarzeń oraz osób na metr kwadratowy, jaką można było zaobserwować poprzedniego dnia, każdego przyprawiłaby o zawrót głowy. Wędrując z lekka opustoszałymi korytarzami trafiłam na wejście do kina. Otwieram drzwi i… Leżaki! Zamiast kinowych foteli duże staromodne leżaki. Idealne na małą drzemkę. Parę osób skwapliwie wykorzystywało ten patent, reszta wspinała się na wyżyny skupienia śledząc na ekranie turecki film z angielskimi napisami. Słowem – kolejna oaza spokoju na mapie Festiwalu.
Po leżakowaniu wybrałam się w dalsze zwiedzanie. Tyle do zobaczenia! Postanowiłam podejrzeć co wyczyniają kuglarze na hali. Najlepszy widok miałam z niewielkiej galerii, na której zorganizowano stoliki dla pasjonatów gier planszowych oraz tur.kawkę – miejsce otoczone barwnymi zasłonami, w którym można było wypić nieziemską kawę po turecku i zjeść przepyszną chałwę. A w międzyczasie przyjrzeć się postaciom w dole, które wprawiały w ruch piłki, diabolo, poi, hula hop, wachlarze i wiele innych kuglarskich przedmiotów. Niesamowity tygiel kształtów, ruchów, kolorów, energii.
Jeśli jednak entuzjazm opuścił kogoś choć na chwilę (co jest trudne do wyobrażenia w miejscu takim jak SLOT Fest) i uszło z niego powietrze, czyli „złapał gumę”, wystarczyło rozejrzeć się i odszukać Pomoc Drogową. Ta ekipa reanimowała każdego potrzebującego kawą lub herbatą, a przede wszystkim rozmową.
Odzyskawszy utracone powietrze, docisnęłam gaz i ruszyłam z piskiem opon na zajęcia z wikliny oraz ceramiki. Oba warsztaty prowadzone przez osoby z pasją. To niesamowite doświadczenie móc zrobić coś własnymi rękami, mieć kontakt z tak niezwykłymi materiałami jak wiklina i glina. Pierwszy twardy, ale giętki, drugi miękki i plastyczny, a po wypaleniu niczym skała. Można kształtować je według własnych wyobrażeń, naginać do swoich potrzeb. Jednak należy być przy tym uważnym, by nie przekroczyć granicy, za którą trzeba zaczynać od nowa. Każdy mógł zrobić podczas Festiwalu coś po raz pierwszy, spróbować, zapoznać się, przekonać czy trafił na zajęcie życia.
Po tych dwóch dniach jednego jestem pewna: SLOT Fest „O wschodzie” to inicjatywa tworzona przez ludzi z pasją, którzy chcą dzielić się nią z innymi. Widać to było na każdym kroku, w każdym drobiazgu: różnorodnej ofercie warsztatów i spotkań, ozdobach przywołujących tureckie klimaty obecnych w każdej sali i korytarzu czy też po prostu w dobrej organizacji oraz zadbaniu o miejsca odpoczynku takie jak Czajownia oraz tur.kawka.
Ta nietuzinkowa impreza, która przez dwa dni żyje własnym życiem, jest czymś czego na pewno będę wypatrywać w przyszłym roku. Już w kwietniu bierzemy kurs na Iran. Wybierzcie się razem ze mną w tę podróż – niezapomniane wrażenia gwarantowane!
Agnieszka Sobala