W ramach Krakowskich Reminiscencji Teatralnych miały miejsce dwa taneczne spektakle solistów: w pierwszym tańczyła Lisbeth Gruwez, a w drugim występował Emmanuel Eggermont. Oba tak odmienne jak ogień i woda.
Lisbeth Gruwez It’s going to get worse and worse and worse, my friend
PATRZ I RZĄDŹ
Postać na pustej scenie mruży w skupieniu oczy i spojrzeniem tyrana szukającego ofiary przesuwa po kolejnych twarzach widzów. Kiedy zatrzymuje wzrok na tobie chcesz uciec, ale boisz się poruszyć.
Lisbeth Gruwez z wielkim kunsztem wciela się w bezwzględnego przywódcę. Ba! Staje się nim!
Ostre, precyzyjne ruchy jej dłoni, ramion, ciała natarczywie wskazują jedyną drogę, jedyne rozwiązanie. Pod jej przemożnym wpływem stajesz się bezwolny, posłuszny, gotów podążyć tam, gdzie ci każe. Jesteś świadkiem rosnącej potęgi władzy, wprowadzania rządu dusz.
Hipnotyzujący spektakl w wykonaniu Lisbeth Gruwez przygważdża do krzesła. To doświadczenie wprawiające w popłoch, od którego nie możesz jednak oderwać wzroku. Przemożne oddziaływanie władzy czuć na własnej skórze. Pod jej ciężarem ugina się jednak nawet tak charyzmatyczna postać jak ta, którą oglądasz na scenie.
Jak długo można utrzymać w ryzach taką moc, by cię nie wypaliła od środka?
Jak długo jesteś w stanie wytrzymać w okowach władzy, autorytetu, paraliżującego strachu?
Odpowiedzi na te pytania znajdziesz wybierając się na „Będzie coraz gorzej i gorzej i gorzej, przyjacielu”. Tylko przed spektaklem przygotuj swoje nerwy na mocne doznania. Czeka cię bowiem doświadczenie intensywne i poruszające do głębi.
Emmanuel Eggermont 1/8
GORZKA PRAWDA
Są takie chwile w życiu, kiedy nie wiadomo, co powiedzieć. Śmiać się czy płakać. Jednym słowem: konsternacja. Oglądając spektakl Emmanuela Eggermonta zdałam sobie sprawę, że to właśnie jeden z tych momentów.
Rzecz miała być o samotności, izolacji od świata, braku bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. A ja nijak nie mogłam się tego doszukać w tym, czego byłam świadkiem. To, na co patrzyłam, jawiło mi się jako chaotyczne i pretensjonalne miotanie się na scenie przepełnionej mnóstwem rekwizytów wykorzystywanych co i rusz w trakcie spektaklu.
Kiedy przedstawienie dobiegło końca, wstałam z krzesła z uczuciem niezadowolenia oraz dręczącym mnie przeczuciem czegoś przykrego. Ponieważ nie dawało mi wciąż spokoju, zaczęłam drążyć.
Co sprawiło, że 1/8 mi się nie podobało?
Cały spektakl przepojony był uczuciem beznadziei, chaosem oraz marazmem, podkreślonym dodatkowo co jakiś czas pojawiającą się rytmiczną, żywą muzyką.
Niezbyt przyjemne doznania, sami przyznajcie.
Końcowy wniosek był trudny do zaakceptowania. Przedstawienie nie przypadło mi do gustu, bo jak zwierciadło najwyższej próby odbijało rzeczywistość, która – w większym lub mniejszym stopniu – jest prawdopodobnie udziałem każdego z nas. A obraz jest doprawdy przygnębiający.
Żyjemy oddzieleni od reszty ludzi, trawiąc czas na wykonywanie pozbawionych większego sensu czynności, którym przypisujemy wielką wagę. Poświęcając swoją uwagę raczej przedmiotom niż drugiemu człowiekowi sprawiamy, że nasza rzeczywistość staje się byle jaka, pozbawiona żywych, prawdziwych relacji. A my sami miotamy się w zamkniętej przestrzeni samotności i wirtualnych kontaktów, odbijając się od ścian rykoszetami coraz szybciej i szybciej.
Ta gorzka prawda jest trudna do przełknięcia. Jak się okazało nieraz łatwiej jest po prostu powiedzieć: Nie podobało mi się. Ale czy zawsze warto?
A na pytanie czy był to wyjątkowo nieudany czy wielce błyskotliwy spektakl, nie potrafię sobie wciąż odpowiedzieć. Pozostanie to chyba dla mnie tajemnicą.
Agnieszka Sobala