Ojczyzna fiesty jawi się nam jako słoneczna kraina, którą zamieszkują leniwi, choć radośni południowcy. Trudno wyzbyć się tego schematycznego myślenia. Udaje się to jednak Katarzynie Kobylarczyk w książce „Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty”…z niespotykaną gracją.
Hiszpania okiem autorki to tajemnicza, magiczna kraina, rodem z opowiadań Gabriela Garcii Marqueza. Kobylarczyk dzieli się z czytelnikami owocem trzyletnich podróży po Hiszpanii, częścią swojego życia na iberyjskich prowincjach. Ukazuje głównie małe społeczności, które rządzą się własnymi prawami i nadal praktykują „staroświeckie” rytuały. Autorka opowiada historie o bandytach, królach, starych tancerkach flamenco, czarownicach. Hiszpania jawi się w jej reportażach jako miejsce, w którym w Wielki Piątek nadal biją bębny, kultywuje się przesądy i szamańskie praktyki (czarownice odpędza się ciepłą wódką). Czytając „Pył z Landrynek…” można poczuć w nozdrzach wiatr z opowiadań Marqueza, namacalnie obcować z przepięknymi, ale również przyprawiającymi o dreszcze, niepokojącymi miasteczkami Kastylii, Andaluzji czy Katalonii.
Kobylarczyk posiada niezwykłe reporterskie wyczucie: tworzy atmosferę intymności, dusznego obcowania z: sytuacjami, których doświadczyła oraz ludźmi, których napotkała na swej drodze. Operuje językiem łączącym poetyckość, malarskość opisu z odważną dosłownością:
„ (…) wsiadamy w samochód i skoro nie możemy zobaczyć klasztoru, jedziemy do Garganta la Olla zobaczyć burdel, gdzie spędzili czas cesarscy żołnierze, znudzeni jak mopsy czekaniem na pobożną śmierć swego pana. On też jest zamknięty i tylko panienka wyrzeźbiona na portalu ma zapraszająco otwarte usta”.
Ta rodowita krakowianka potrafi opowiadać historie w sposób baśniowy, urokliwy – nie tracąc przy tym „buńczuczności i zadziorności pióra”. Ponadto, na końcu reportaży umieszcza przydatny dla czytelnika – laika słowniczek hiszpańskich słówek użytych w książce (dowiadujemy się co oznaczają intrygujące słowa: madrugada – czas pomiędzy północą a świtem; alegria – radość, szczęście; festejero – miłośnik fiest, osoba rozrywkowa; czy bruja – czarownica).
Warto wspomnieć biogram tej perełki w dziennikarskim światku.
Kobylarczyk urodziła się w 1980 r. Przez sześć lat pracowała w „Dzienniku polskim” w Krakowie (2002-2008). Pochodzi z Nowej Huty, o której napisała zbiór reportaży „Baśnie z bloku cudów”. Publikowała m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, „Polityce” czy „National Geographic Traveler”. Co ciekawe, jest laureatką dziennikarskiej Nagrody Zielonej Gruszki i nagrody „Za różnorodnością. Przeciw dyskryminacji”. Ponadto pisze własnego bloga: septimo-piso.blog.spot.com.
Autorka w „Pyle z Landrynek…” ukazuje Hiszpanię malowniczą, dziką, ale wciąż przyciągająca i intrygującą – bo nieznaną. Chciałoby się doświadczyć jej namiętności, bezduszności, a nawet fatalizmu. Książka ta niewątpliwie zachęca do eksploracji tego, co jeszcze nie odkryte, nieokiełznane. Słowa autorki bronią się najlepiej same:
„Tylko czy zdołasz w ogóle usnąć, wiedząc, że gdzieś w Sewilii idą wciąż kaptury i niesie się paso, a La Macarena i Los Gitanos, cygańskie bractwo i Triany zakończą swą procesje dopiero o czternastej? Sądzisz, że dasz radę? Jeśli tak, to dobranoc”.
Magdalena Bońkowska
„Pył z Landrynek. Hiszpańskie fiesty”
Katarzyna Kobylarczyk
Wyd. Czarne