Nieczęsto to robię, bo nie bardzo się na tym znam, a i ochoty mi brak. Ale napiszę. Napiszę sobie dzisiaj o tej „sztuce”, która ponoć „jest”. I w tym cała jej zasługa. Że „jest”. „Jest”, czym? Ano „sztuką”. I tak wkoło Macieju.
Jechałem ostatnio autobusem, a te oprócz automatów upoważnionych do zabierania ludziom pieniędzy za przejazd i wydawania niezbyt wartościowych skrawków papieru, posiadają automaty inne. Upoważnione do pokazywania ludziom reklam, nieaktualnych nowości, nieciekawych ciekawostek. Przede wszystkim mają jednak ukulturalniać autobusową hołotę. Bo od czasów Henriego Forda, wiadomo, że zbiorowymi środkami transportu jeździ motłoch, nie inteligencja, nie lud myślący. W maszynach cała nadzieja.
Próbowały mnie ukulturalnić w środę, agresywnie, napastliwie, bezlitośnie i nawet bez wydania reszty.
Otóż gdzieś tam w Krakowie jest wystawa. Przygotowana „specjalnie”, „ekskluzywnie” i „wyjątkowo” dla nikogo, przez kogoś. Niebylejakiego. Bo „artystę”. No i pokazywali to dzieło „sztuki” na ekranie ciągiem przez 3 minuty. Składa się ono z ośmiu walcowatych bloków soli, stojących pod ścianą w betonowych koszulkach. W głowie ostatni rozpaczliwy krzyk buntu wybrzmiał pytaniem: no, ale gdzie?! Gdzie tu sztuka?
Bo tak jak mój kot, biega, gdy mu się rzuci kapsel od piwa i aportuje go z mruko-miaukiem, w ustach, nosi tam i na zad, różnymi drogami bez sensu, tak stoją bloki soli, którą dużo lepiej by można przecież zużytkować, żeby dodać smaczku, bez sensu, dla zabawy stoją… A kot na koniec siada na dupce, wyrzuca kończynę dolną za łebek przepięknie i z gracją sobie liże zadek.
A sztuka, proszę państwa, w blokach soli niewątpliwie jest. Bo cały bajer tkwi w tym, że jeden blok się kręci. W kółko. Non stop.
Tak się dzisiaj robi sztukę.
I gdyby nie to, że bałbym się o to, że mi kota zdeprawują, to bym go posłał do jakiejś galerii. Bo może jeden, a nie osiem, może kapsel a nie sól, ale przynajmniej nie w kółko.
Maciej Makselon