Klimat dzikiego zachodu, echa wojny secesyjnej, odważna kobieta i tajemniczy kapitan Konfederacji, to wszystko znajdziemy w książce „Po miłość do Mesa Verde” Tamery Alexander. Przypomnimy sobie niedzielne wieczory spędzane przed „Doktor Quinn” i przeniesiemy się do czasów zakurzonych miast, kowbojów i kobiet, który nigdy nie chodziły w spodniach.
Mamy rok 1875; poznajemy historię Elizabeth, która w pogoni za marzeniem opuszcza wygodne życie w mieście i przyjeżdża na Terytorium Kolorado gdzie planuje robić… zdjęcia. Nie bacząc na złe spojrzenia i podejrzliwość ludzi, którzy nigdy nie widzieli kobiety-fotografa, zatrudnia do pomocy byłego niewolnika i rusza w wysokie góry w poszukiwaniu niepowtarzalnych ujęć. Ukrywa coś przed wszystkimi nie wiedząc, że grozi jej ogromne niebezpieczeństwo, a ratunek przyjdzie z zupełnie nieoczekiwanej strony.
Możemy znaleźć analogie ze znanym serialem o kobiecie lekarzu, bo w książce również poznajemy kobietę, która nie bacząc na konwenanse, złe spojrzenia i trudności, realizuje swoją pasję i nie ugnie się przed niczym.
To znakomita, wciągająca książka dla tych, którzy czują już nadchodzącą jesień i chcę nakryć się ciepłym kocem i przenieść na chwilę do innego świata honorowych kowbojów, niedźwiedzi i Gór Skalistych. A przecież która z nas – kobiet, nie lubi czasem oderwać się od codziennych czynności i przeczytać historię romantycznej miłości pięknej buntowniczki i zadziornego księcia. Co prawda w tej opowieści księcia nie znajdziemy, ale godnie zastępuje go pewien przystojny, brodaty myśliwy.
AS
Książkę przeczytaliśmy dzięki wydawnictwu Replika
„Po miłość do Mesa Verde” Tamera Alexander