Poniedziałek – widzę wiadomość, a w zasadzie zaproszenie, na środowe spotkanie z Mariuszem Szczygłem, w Księgarni Pod Globusem, na ulicy Długiej, w Krakowie. Ogarnia mnie niepochamowana, dziecięca wręcz radość że – już niedługo, tak blisko, praktycznie na wyciągnięcie ręki – będę mieć możliwość spotkać na żywo jednego z moich reportażowych guru. A zaraz potem ulegam posępnej myśli, a co jeżeli na to spotkanie wyślą kogoś innego? Zaczyna się walka z czasem, emaile, sms-y, byleby tylko zdobyć tak bardzo upragnione zaproszenie. Wreszcie udaje się, i ze spokojem mogę odliczać 48 godzin dzielące mnie od spotkania z Panem Mariuszem Szczygłem.
Środa – kończę pracę, wsiadam do tramwaju i jadę do centrum, na ulicę Długą 1. Przed wejściem do księgarni tłoczy się kolejka, zupełnie jak za czasów PRL-u – myślę sobie, przeciskając się przez rozentuzjazmowany tłum. W wejściu przedstawiam się sprawczyni całego zamieszania i po chwili jestem już w środku. Szukam wzrokiem wolnego miejsca, nie jest łatwo, bo większość krzeseł jest już zajęta. Wreszcie je widzę, w szóstym rzędzie, w środku. Siadam. Mija godzina osiemnasta, a sala zapełnia się coraz bardziej – ludzie siadają gdzie popadnie: na krzesłach, na prowadzących na antresolę schodach, lub po prostu stają pod zapełnionymi książkami regałami. Przyglądam się otoczeniu: są tu moi rówieśnicy, ludzie w wieku moich rodziców a nawet dziadków, jest też spora grupa studentów i kilka osób w wieku gimnazjalnym. Nieźle – myślę sobie. Kwadrans później, w głośnym gwarze rozmów prowadzonych przez zaaferowanych sobą ludzi, bokiem przemyka Mariusz Szczygieł i nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że jestem jedną z nielicznych osób, które zauważyły jego wejście. Spiesznie przemyka na zaplecze, a ja robię w notesie pierwszą notatkę: czarne palto, turkusowy szalik.
Człowiek renesansu: życzliwy i przyjazny w skomplikowanych czasach.
Chwilę później wychodzi do nas. Siada przy okrągłym stoliku, a obok niego pojawiają się takie znakomitości jak Ewa Owsiany, Marek Rymuszko czy Zbigniew Święch. Spotkanie rozpoczyna się od wręczenia Panu Mariuszowi Nagrody Honorowej Stowarzyszenia Krajowy Klub Reportażu. Przyznanej za całokształt pracy na rzecz reportażu, ze szczególnym uwzględnieniem takich książek jak: „Gottland”, „Laska nebeska”, „Zrób sobie raj”, oraz za opublikowany w Dużym Formacie reportaż „Śliczny i posłuszny”, uznany przez jury za jeden z najważniejszych tekstów w obrębie literatury faktu. W podziękowaniu za nagrodę, Mariusz Szczygieł przyznał, że ostatni teks w DF budzi w nim sporo kontrowersji, jednak dzięki nagrodzie uznał że jest do niego przekonany.
Pisarz faktu upozowanego.
Na pytanie, czy to są dobre czasy dla reportażu, Mariusz Szczygieł opowiedział anegdotę o tym, jak dwa dni z rzędu udał się do pewnej popularnej w Warszawie księgarni, żeby sprawdzić jak sprzedaje się Antologia. Za pierwszym razem książka była wszędzie, natomiast następnego dnia nie mógł jej nigdzie znaleźć. Podszedł więc do sprzedawczyni i zapytał o Antologię, myśląc że może przenieśli ją na inne piętro, albo regał. Sprzedawczyni ze spokojem poinformowała go, że wszystkie egzemplarze zostały sprzedane, oprócz jednego który wciąż widnieje na wystawie. Zdumiony Szczygieł zapytał ją, jak to możliwe, tym bardziej że książka jest dość droga jak na polskie realia. Na to sprzedawczyni wytłumaczyła mu, że Antologia musi być droga ponieważ: „jest bardzo ładnie wydana, w twardej oprawie, jest w niej dużo koloru, no i wie pan, to Szczygieł ją napisał, więc musi być droga”. Jak widać, literatura faktu ma się dobrze, może dlatego że nie ma w niej miejsca na fikcję, za to jest cała prawda o nas i o otaczającej nas rzeczywistości, a fakty przedstawione są zawsze według własnej autorskiej perspektywy reportera. By reportaż mógł naprawdę zaistnieć, ważna jest obecność reportera w świecie w którym żyje, jego wrażliwość bo „nie ma innej drogi do świata, jak tylko droga współczucia” (Zbigniew Herbert), plastyka opowieści czyli stworzenie obrazu który na długo pozostanie w pamięci czytelnika jak również spostrzegawczość i umiejętność uporządkowania faktów.
„Ma pani dwanaście córek. Ja zakochałem się w niskiej brunetce, a pani mnie chce żenić z wysoką blondynką. Ale ja jej nie kocham!” (DF)
W Antologii znalazło się sporo tekstów, których zdobycie wymagało od Pana Mariusza sporego wysiłku oraz sprytu, dzięki czemu znalazł się tam tekst autora, który osobiście nie przepada za osobą Pana Szczygła, a to za sprawą pewnej obietnicy, jaką Pan Mariusz złożył żonie autora. By zdobyć zgodę na publikację ważnego dla niego reportażu, zadzwonił do niej i obiecał jej nie nachodzić, nie nękać (ani drogą email-ową, ani telefoniczną nie mówiąc już o osobistym spotkaniu) jej męża, pod warunkiem że zgodzi się on na publikację. Innym razem, w rozmowie z pewną znaną warszawską reportażystką, zaczął rozmowę od zdania, że dzwoni do niej z prawdziwą niechęcią, bo każdy ma już jakiś wybrany tekst, a on chce tą Antologię zrobić po swojemu (wiedząc wcześniej, że i ona wybrała już dla niego reportaż, który powinien znaleźć się w Antologii, tak różny od tego który upatrzył sobie Pan Mariusz). Poskutkowało. Dzięki tym zuchwałym zabiegom, udało się Panu Mariuszowi dobrać teksty tak, by w całości spełniały one ustalone przez niego dla Antologii kryteria. Wspomniał też, iż mimo że mamy do czynienia z ponad trzy kilogramowym dziełem i że wybrał tą a nie inną grupę reportażystów, mimo wszystko jest mu żal tych autorów którzy do Antologii nie weszli, zapewnił jednak że wszyscy oni stali mu się bardzo bliscy. W książce nie ma też żadnego reportażu samego autora, gdyż ze względu na ograniczoną ilość miejsca, uznał on, że byłoby to nie fair wobec pozostałych reportażystów. Warto jednak wspomnieć o tym, że każdy reportaż ma swój własny, napisany przez Pana Mariusza, wstęp co jest dość niespotykanym zabiegiem, jak również zawiera żywe i mocno uwspółcześnione portrety autorów, a nie tylko suche fakty z ich życia: data-wydarzenie. W każdym zatytułowanym przez siebie tekście próbował uchwycić sedno pisarstwa danego autora, jak chociażby w przypadku „Pisać jak dla króla” dotyczącego twórczości Zbigniewa Święcha, autora ”Klątwy, mikroby i uczeni”. Pan Szczygieł przemycił w Antologii dużą ilość anegdotek i krótkich reportaży, co sprawia że całość przekracza swym rozmiarem tytułowe 100 reportaży/XX. Jak wspomniał autor, może w niedalekiej przyszłości powstanie i trzeci tom Antologii, poświęcony kolejnym zebranym w ciągu ostatniego roku reportażom, których na dzień dzisiejszy jest już aż 55.
Przy oczywistych autorach nieoczywiste teksty.
W Antologii znalazło się kilka niezwykłych perełek, teksty prawdziwych mistrzów reportażu takich jak: Tadeusz Żychiewicz (autor „Ludzi ziemi nieświętej), Władysław Reymont czy Maria Konopnicka i jej reportaże obyczajowe, w myśl zasady jaką kierował się autor: przy oczywistych autorach nieoczywiste teksty. Często, w wyniku wnikliwszych badań nad danym reportażem, okazywało się że ich autorzy nie mieli pojęcia że piszą reportaż, dlatego można o nich powiedzieć, że stali się reporterami mimo woli. Bowiem teksty które napisali w dużej mierze pochodziły z zapisanych wspomnień otaczającej ich rzeczywistości bądź podróży jak np. „Ameryka” Stefana Bryły, „Strajk dzieci we Wrześni” Stanisława Stanieckiego czy „Z dziennika marynarza – na pokładzie Lwowa z Gdańska do Rio De Janerio i z powrotem” Tadeusza Dębickiego. Zebrani na spotkaniu reportażyści przewrotnie zauważyli, że polskiemu reportażowi pomogła cenzura bo, jak zgodnie uznali po latach, każda blokada uszlachetnia przekaz. Jak przypomniał jeden z gości, bez zgody Urzędu Cenzury nie można było wydrukować nawet metki do majtek, a każda maszyna do pisania była rejestrowana. Dlatego, nie mając innego wyjścia, ówcześni reporterzy musieli się nieźle nakombinować, jak napisać prawdę żeby cenzura się nie przyczepiła. W dziennikarskim żargonie nazywało się to „mylić pogonie” albo „siódme dno”.
Jeden dobry reportaż znaczy dziesięć tomów socjologii.
Prace nad Antologią trwały rok. Od chwili gdy pod koniec 2012 roku wraz ze swoją asystentką Joanną Jelonek otrzymali pierwsze 350 typów reportaży, przez dobranie kolejnych 350 artykułów, aż po kolejne przedstawione przez przyjaciół oraz Stowarzyszenie Krajowy Klub Reportażu. Czytanie oraz wybieranie tych, które finalnie znalazły się w Antologii trwało do czerwca 2013 roku. W lipcu zaczął pisać do wybranych tekstów wstępy, nadawać im tytuły i pisał je do końca października. Wreszcie, w marcu 2014 roku Antologia ukazała się w księgarniach w całym kraju pod postacią dwutomowego dzieła o 1832 stronach i łącznej wadze trzech kilogramów. W pierwotnym zamyśle Antologia miała obejmować tylko najważniejsze wydarzenia w historii Polski z ostatnich stu lat. Niestety nie udało się zrealizować tego pomysłu, ponieważ bardzo często brakowało jakichkolwiek wzmianek lub oryginalnych tekstów o danym wydarzeniu jak np. historia z 1918 roku o niepokornym mnichu Paulinie, czy „Noc na Kremlu” Ksawerego Pruszyńskiego, którego oryginał zaginął a dostępne tłumaczenie na angielski wciąż budzi spore kontrowersje w kwestii jego autentyczności.
Na koniec spotkania, zapytany jak wyobraża sobie Antologię w polskich domach, Pan Mariusz stwierdził, że reportaż to przeżycie, w tym także fizyczne. Można znaleźć wygodną pozycję do przeczytania tego 3 kilogramowego noworodka.
Karolina Chłoń
Udział w spotkaniu dzięki uprzejmości Księgarni Pod Globusem
Kraków, 12/03/2014