„Tajemnica Filomeny” autorstwa Martina Sixsmith’a ukazała się w tym samym miesiącu, co film, zainspirowany powieścią. Polski tytuł filmu, będący równocześnie tytułem książki, odzwierciedla to, co w nim znajdziemy – wzruszającą historię Filomeny Lee, która po 50 latach milczenia postanawia odnaleźć zaginione dziecko. W przypadku powieści, tytuł wprawia w zakłopotanie, gdyż powieść stanowi udaną próbę rekonstrukcji życia Michaela Hess’a (Anthonego Lee), zaginionego dziecka Filomeny, wraz z jego emocjami, niełatwymi przeżyciami, tęsknotami i pragnieniami. Książkowa Filomena, w przeciwieństwie do filmu, jest postacią drugorzędna, pierwsze skrzypce gra Michael, co sprawia, że film i książka w niezwykły sposób się uzupełniają, pokazując dwie perspektywy – matki i dziecka.
Martin Sixsmith, znany brytyjski dziennikarz, korespondent BBC, zmierzył się z naprawdę niełatwym zadaniem. Przekopując tony wycinków prasowych, listów oraz urzędowych raportów, przeprowadzając setki rozmów, zebrał bogaty i wiarygodny materiały dotyczący życia Michalea Hess’a. I może taka praca nie zrobi na przeciętnym czytelniku wrażenia – choć, może – gdy napiszę, że jedyną wiarygodną wskazówką do odnalezienia zaginionego dziecka, było zdjęcie 3 letniego chłopca z samolocikiem w ręku.
Cofamy się w czasie, jest 1952 rok. Poznajemy ciężarną Filomenę Lee, którą rodzina wysyła do klasztoru w Roscrea w Irlandii, by tam zakonnice objęły opieką młodą matkę i jej nieślubne dziecko. Filomena wychowana i wykształcona przez siostry zakonne nie spodziewa się, że tym razem nic dobrego jej nie spotka, w klasztorze zajmującym się „upadłymi kobietami”. Wraz z wieloma innymi ciężarnymi, będzie pokutowała za chwilę rozkoszy, jakiej dopuściła się przed ślubem. A zapłata za życie w grzechu będzie słona. Przez trzy lata Filomena, podobnie jak inne matki, pracowała nieodpłatnie na rzecz klasztoru, żyjąc w poczuciu grzechu i wykluczenia społecznego. Kobiety mogły się „wykupić” z klasztoru, ale żadnej z nich, ani ich rodzin, nie było na to stać. Odchowane dzieci były odbierane matkom i sprzedawane zamożnym parom ze Stanów Zjednoczonych. A wszystko było jawne i poprawnie politycznie. Filomena straciła swojego Anthonego, została zmuszona do podpisania aktu zrzeczenia się wszelkich praw i roszczeń do dziecka. Od tego dnia, gdy po raz ostatni widziała swojego synka, będzie przeżywała koszmar matki, której w sposób perfidny i pozbawiony wszelkich zasad etycznych, odebrano dziecko.
Anthony szybko zostaje przemianowany na Michaela. Trafia do zamożnej rodziny, w której są już dzieci. Mały, dzielny chłopiec będzie starał się przystosować do nowej sytuacji, ale nigdy nie zapomni ani o swojej matce, ani o irlandzkich korzeniach. W niezwykle precyzyjny i obrazowy sposób, Martin Sixsmith kreśli portret psychologiczny dziecka, które przeżywa traumę odrzucenia. Zaprasza czytelnika do domu Hess’ów, w którym nie brakuje miłości, zawiści, obojętności i czułości – tego wszystkiego, naprzemiennie, będzie doświadczał dorastający Michael. Dziecięca trauma, odbije się echem na psychice Michaela, jego decyzjach, huśtawkach nastroju oraz poczuciu własnej wartości.
Nakreślony przez autora portret jest niezwykle wiarygodny. Michael Hess widziany z perspektywy wielu par oczu (współpracowników, członków rodziny, partnerów) jawi się, jako niezwykle barwna i pełna dwoistości, postać. Czarujący, niezwykle przystojny i inteligentny, wzorowy student, silnie związany z kościołem, a jednocześnie prowadzący nocne, bujne życie DJ, wraz z wejściem w dorosłość, odkrywa swoje skłonności homoseksualne. Istna mieszanka wybuchowa. A jakby tego było mało, w życiu zawodowym wiąże się z partią polityczną, która jawnie tępiła homoseksualizm.
Czy Michael odnajdzie swoją biologiczną matkę? Czy pojedna się z ojcem i braćmi? Jak poradzi sobie z dręczącymi go pytaniami o własną tożsamość? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedzi w książce Martina Sixsmitha „Tajemnica Filomeny.
Recenzowała Magdalena Es
Martin Sixsmith „Tajemnica Filomeny”
Prószyński i S-ka