
Ale, kiedy nie gra to wszystko mu się przypomina: przyszedł do Białego Domu z mamą, kiedy miał pięć lat. Wtedy porzucił ich ojciec. Słabo ojca pamięta. Zamieszkali w jakimś pokoju, piętro niżej chyba. Jakoś sobie radzili. Aż któregoś dnia, miał wtedy 13 lat, przyszedł ze szkoły i mamy w domu nie było. Zniknęła. Narobiła długów i uciekła daleko na wieś. Po tygodniu wróciła na chwilę, powiedziała, żeby skombinował wagę i jakoś sobie radził. Zamieszkał u sąsiadów, którzy po kilku tygodniach zaczęli się miedzy sobą kłócić. Z jego powodu. Zawadzał. Musiał odejść. – Byłem niczyj – zawsze, kiedy o tym mówi mokną mu oczy za co nas przeprasza. – Nie ma usprawiedliwienia na to, co zrobiła mi mama.
Ma z nią sporadyczny kontakt. Jeździ do niej co jakiś czas, jest jeszcze biedniejsza od niego. Zawozi jej uciułane pieniądze.
Wtedy, gdy musiał się od nieprzyjemnych sąsiadów wynieść, uratował go nauczyciel muzyki. Powiedział, że może spać w klasie na trzecim piętrze, która do niedawna była mieszkaniem, ale już nie jest, bo nauczyciel z rodziną wyprowadził się w jakieś lepsze miejsce. Do dzisiaj to dom Soriego. Nie musi płacić czynszu, ma tylko utrzymywać mieszkanie w porządku.
Z Muzeum Narodowego wraca wieczorem przed dziewiątą. Nie ma tu żadnej kuchni, żadnego sprzętu do gotowania, kupuje więc ryż na ulicy przed blokiem, wodę do picia (ta z kranu się nie nadaje), wchodzi na trzecie piętro, zamyka od wewnątrz kratę, wyjmuje klucze i włącza wiatrak. Śpi. Ale sen, to nie taniec, nie muzyka. To wzburzony Mekong.” – Wojciech Tochman „Kontynenty”
Więcej informacji znajdziecie po wysłaniu emaila na adres sori@instytutR.pl
Materiały prasowe Facebook Wojciech Tochman