Wszyscy którzy przyszli 2 grudnia do krakowskiego Klubu Rotunda, mogli przeżyć prawdziwie niezapomnianą noc. Dwie energetyczne kapele, dwa całkiem odmienne style muzyczne. Supportujący Mariachi El Bronx, a w szczególności Gogol Bordello, będący gwiazdą wieczoru, rozgrzali publiczność do czerwoności.
Meksykańskie rytmy zaprezentowane przez kalifornijską grupę Mariachi El Bronx, stanowiły jedynie efektowną przystawkę do dania głównego: energetycznej multikulturowej grupy Gogol Bordello, której koncert wstrząsną klubem w posadach.
Spokojny i nastrojowy początek zaprezentowany przez supportującą grupę, mógł wprawić widownię w przyjemny nastrój gorącego południa, lejącej się litrami tequilli i imprezy do białego rana przy dźwiękach fantastycznej muzyki i towarzystwie ciekawych osób. Zespół zadbał o bardzo dobry kontakt z publicznością, dlatego jego koncert daleki był od typowego zapychacza czasu, przed występem głównej gwiazdy.
W końcu jednak ten czas musiał minąć i na scenę wkroczyła muzyczna mieszanka wybuchowa, złożona z artystów przeróżnej narodowości, obdarzonych przeróżnymi talentami i osobowością. Od pierwszych sekund na scenie Gogol Bordello udowodniło, że są zespołem dla których koncert to żywioł, w który trzeba wciągnąć wszystkich dookoła. Dlatego też publiczność zgromadzona w Rotundzie nie musiała długo czekać na rozpoczęcie szalonej zabawy, która trwała bez końca! Muzycy potraktowali swój występ bardzo poważnie, dlatego też nie dali odpocząć zebranym fanom przez kolejne dwie godziny, dając przy okazji również jedne z najdłuższych koncertowych bisów.
Krakowski koncert nie był jednak tylko okazją do energetycznej zabawy w rytm intrygującej mieszanki różnych stylów muzycznych i kultur. Wokalista od samego początku zadbał o warstwę ideologiczną spotkania. Koncertowi przyświecała myśl o tolerancji, jedności wszystkich narodowości i o tym, że każdy z nas, bez względu na różnice jest wartościowym człowiekiem.
Eugene Hutz dowodzący tym szalonym muzycznym taborem to wodzirej, który doskonale wie jak porwać tłumy, ale i zachęcić je do odrobiny refleksji. Na scenie bywa to szalonym punkowcem, to wrażliwym bardem, w każdej z tych ról będąc w pełni wiarygodnym. O tym, że traktuje swoich fanów poważnie mogła świadczyć niespodzianka, jaką postanowił przygotować na zakończenie koncertu fanom zebranym w klubie. Czy ktoś przed koncertem mógłby się spodziewać, że usłyszy ze sceny polską piosenkę? A jednak! Piosenka „Ona poszła inną drogą” zespołu Breakout, zaintonowana nienaganną polszczyzną, była genialnym dopełnieniem tego fantastycznego i niezapomnianego wydarzenia.