„Delta Wenus” to seksualność ujęta w słowa liryczne i tkliwe, wpisana w alkowiane historie sprzed wieków – mistyczne i niedzisiejsze w swym kolorycie. Na kartach książki uciechom cielesnym zawsze towarzyszy popędliwość i całe spectrum emocji. „Jedynie wspólny puls seksu i serca potrafi zrodzić ekstazę” – pisze w swych „Dziennikach” Anaïs Nin, by postulat ten z całą gorliwością wypełnić, kreśląc opowiadania.
Żyjąca na początku XX stulecia Anaïs Nin zainicjowała bezpruderyjne i erotyczne pisarstwo kobiece, przełamała tabu silnie zakorzenione w ówczesnej kulturze i pozwoliła ujawnić się najintymniejszym, najbardziej śmiałym pragnieniom i żądzom tkwiącym w jej umyśle. Posługując się przy tym bezceremonialnym językiem przepełnionym czułością i namiętnością, przeciwstawiła się przekonaniu jakoby seksualność w literaturze była wyłącznie domeną mężczyzn.
Pisać o seksie jest niezwykle trudno. Albo ocieramy się o wulgarność i obciach, albo posługujemy terminologią medyczną, co ujmuje erotyce wszelkiego blasku. Anaïs Nin udaje się utrzymać odpowiednie proporcje w leksyce, dzięki czemu czyta się ją bez krępacji i z słuszną iskierką podniecenia. Co najbardziej zaskakuje, autorka wszystkie – nawet te najbardziej osobliwe – namiętności potrafi ubrać w słowa zmysłowe. A umówmy się, część pomyślunków, którym daje upust, może być dla czytelnika co najmniej niesmaczna. Przewijające się wątki nekrofiliczne, zoofiliczne mogą skutecznie zniechęcić do dalszej lektury.
Przyznać trzeba, że „Delta Wenus” to zbiór fascynujących opowiadań, choć przedziwnych. Wyjątkowości przydaje książce warstwa językowa, która genialne odzwierciedla kobiece spojrzenie na seksualność. Zastanawiać mogą jedynie intymne żądze skrywane w umyśle autorki, i pragnienia żywo domagające się urzeczywistnienia.
Recenzowała Dominika Makowska
Anais Nin „Delta Wenus”
Wydawnictwo Prószyński i S-ka