Małgorzata Bogajewska adaptuje na deskach krakowskiego teatru Bagatela sztukę Artura Pałygi „Ojcze nasz”. Lakoniczna nazwa spektaklu – „Tato” – ukrywa pod sobą sztukę przepełnioną nie tylko tragizmem dorastania przy ojcu-tyranie, ale także prześmiewczym absurdem sytuacyjnym.
Spektakl „Tato” rozpoczyna monolog Adama Szarka, odgrywającego najważniejszą rolę w tejże historii. Franio, stojąc nieopodal łoża śmierci, na których spoczywa ciało umierającego rodziciela (rewelacyjny Marcel Wiercichowski), w kilku zdaniach przedstawia problematykę sztuki – niechęć do figury ojca, zmęczone matki i rewaloryzacja uczuć wobec rodziców. Bogajewska prezentuje z pozoru prostą historię. Franio, jego matka i towarzysze broni (i kieliszka) ojca zbierają się przy umierającym wojskowym. Adaptacja opiera się na retrospekcjach. Franio wraca pamięcią do czasów narodzin, dzieciństwa uzależnionego od kaprysów i nastrojów ojca, do chwil dobrych i złych. Reżyserka nie koncentruje się na socjologicznej analizie utworu. Przeciwnie – stara się pokazać konkretny problem, który notabene jest uniwersalny dla polskiego społeczeństwa. Dramat rodzinny zobrazowany jest przez kluczowe chwile, które zapadły w pamięć straumowanego dziecka. Franio przywołuje na scenie m.in. sytuację karmienia przez ojca kaszką i wysłuchiwania mrocznej – jak na dziecięce standardy – bajki o króliczku; wspomina strach przed tajemniczą postacią nad łóżkiem i nieliczne, ale znaczące chwile cichego porozumienia z ojcem, który był nieprzewidywalnym człowiekiem. Pamięć i czas stają się podstawową przestrzenią sztuki.
Tragizm, czy to jawny czy też ukryty, zaakcentowany jest w każdej scenie sztuki. Nie przeszkadza to reżyserce wplatać między dialogami i poszczególnymi sytuacjami wielu akcentów komicznych. Okrucieństwo dorastania Frania ukazane jest niejednokrotnie w groteskowym świetle. Widz często łapie się na szczerym śmiechu wywołanym przez naprawdę zabawny kontekst sytuacyjny. Lata PRL-u, dla większości znane z autopsji, dla młodego pokolenia z historii, nie są obce nikomu. Szybko więc utożsamiamy się z sytuacją prezentowaną na deskach teatralnej sceny. Chwile śmiechu szybko zastępowane są szaleństwem ojca, okrucieństwem rzeczywistości i absurdem ludzkich zachowań. Stłamszona przez męża-wojaka żona, przepełniona strachem przeżywa kolejne dni. Ojciec w swym mniemaniu zachowuje się jak na dobrego męża i ojca przystało. Monologiczna perspektywa Frania przedstawia to z zupełnie innej strony. Ciamajdowaty chłopiec stara się za wszelką cenę sprostać wysoko postawionym wymaganiom rodziciela.
Wciągającą historię dopełnia oprawa muzyczna utworu. Za muzykę odpowiada cała obsada sztuki. Rytmy współtworzone przez kontrabas, wiolonczelę, gitarę, skrzypce, akordeon, trąbkę, pianino i banjo stają się nie tylko tłem dla poczynań bohaterów, ale również ciekawym kontrapunktem do wydarzeń. Bohaterowie często porozumiewają się za pomocą licznych piosenek, wyśpiewywanych przez aktorów (na uwagę zasługuje szczególnie piękny głos Anny Rokity odgrywającej rolę Mamusi). Ruchoma platforma, przedstawiająca przede wszystkim mieszkanie Frania i jego rodziny sprawia, że sztuka jest dynamiczna i nie wymaga przerw technicznych pomiędzy aktami. Świetnie zagrany dramat „Tato” wart więc jest uwagi nie tylko ze względu na dokładną oprawę zewnętrzną sztuki, ale także na moralne i psychologiczne walory spektaklu. Bogajewska nie rozgrzesza okrutnego bohatera, nie robią też tego inni obecni na scenie. Prezentacja PRL-owskiej rzeczywistości jest uniwersalna i smutnie rzetelna. Jednakże humor „Tato” nadaje pewien potrzebny dystans wobec dramatycznych wydarzeń.