Z Jędrzejem Pasierskim – autorem uwielbianego przez czytelników cyklu powieści kryminalnych o Ninie Warwiłow rozmawiamy m.in. o jego najnowszej książce pt. „Wodnik”.
„Wodnik” – Twoja najnowsza powieść trafiła niedawno w ręce czytelników, jednakże historia ta ukazała się osiem miesięcy wcześniej w formie regularnego spektaklu do słuchania, filmu audio z Andrzejem Chyrą i Agnieszką Żulewską w rolach głównych. Dlaczego aż tak długo miłośnicy papierowych wersji musieli czekać? Czy brałeś pod uwagę, że książka ta w ogóle nie zostanie wydana?
Ha, może i brałem. Ale zauważyłem przy okazji premiery superprodukcji, że spora część moich czytelników czeka na wersję do przeczytania – i to był na pewno mocny argument. Dwa, że superprodukcja miała dobre recenzje, a trzy z pewnością czas, bo przypuszczałem, że teraz albo nigdy ponieważ będą kolejne książki. Więc ostatecznie wyszło osiem miesięcy – ale z premierą Martwego klifu w międzyczasie.
Czy „Wodnik” otwiera serię z psychologiem Szczepanem Turskim, czy podobnie jak w „Imię natury” jest to pojedyncza książka?
Raczej pojedyncza, ale czasem zmieniam zdanie (śmiech). Ogólnie taki bohater jak psycholog (podobnie jak prawnik ochrony środowiska) jest mniej uniwersalną postacią do tworzenia serii kryminalnej. Mniej w porównaniu do śledczego – śledczej, jaką jest Nina.
Jednym z głównych bohaterów „Wodnika” jest Szczepan Turski – psycholog specjalizujący się w pracy z dziećmi. Skąd się wziął pomysł na tego typu bohatera? Czy potrzebowałeś wsparcia merytorycznego tworząc tę postać?
Nie, jak zawsze korzystałem z wyobraźni, choć oczywiście podpytywałem w tematach psychologicznych. Wydawało mi się, że to jest ciekawe, bo psycholog dziecięcy jest bardzo „nieotrzaskaną” postacią w polskiej literaturze kryminalnej i może z tego powstać ciekawa historia. Kiedy już stworzyłem zręby postaci, to oczywiście poprawiałem, aby zyskał moje własne uznanie. Ostatecznie jednak Szczepana Turskiego pisało mi się dobrze, zwłaszcza w narracji pierwszoosobowej, a nawet, jak pewnie zauważyłaś, kilka razy burzę „czwartą ścianę” zwracając się bezpośrednio do czytelników. Robiłem to intuicyjnie.
„Wzrost nieco ponad metr osiemdziesiąt. Budowa raczej sportowa – czyli bez brzuszka. Koszula prawie zawsze trochę wymięta. Włosy w połowie czarne, w połowie siwe, obcinam je na krótko. Kilkudniowy zarost…” Na ile Szczepan podobny jest do Jędrzeja?
Nie, raczej nie – nie opierałem tej postaci na sobie. Istnieją bohaterowie, którzy mają moje cechy wizualne, ale nie jest to Szczepan. Szczerze mówiąc, jego fizjonomia jest bardziej podobna do Andrzeja Chyry, który „gra” go w superprodukcji, co ogólnie jest wspaniałe.
Szczepan korzysta z notesu, w którym zapisuje istotne dla niego rzeczy – czy też masz taki zwyczaj?
Tylko w formie elektronicznej – byłem niesamowicie niekonsekwentny robiąc ręczne notatki, stale je gubiłem i ostatecznie odszedłem od tego, notując najważniejsze rzeczy na komputerze. Tak naprawdę to notowanie w pliku tylko utrwala co mam w głowie – która jest głównym notatnikiem.
Czy jest szansa na to, by Szczepan spotkał się z Niną Warwiłow. Jeśli tak – czy będzie to spotkanie na gruncie prywatnym, czy raczej zawodowym?
Mówiąc szczerze niewielka. Łączenie bohaterów to ryzykowna sprawa, bo może odbywać się kosztem dewaluacji jednego z nich, Szczepan mógłby zostać „pożarty” przez Ninę, która naturalnie jest mocniejszą śledczą. Obawiałbym się, że przy łączeniu musiałby zostać przy roli psychologa, bez funkcji dochodzeniowej…
Ula Radziwiłowicz – druga obok Szczepana główna bohaterka „Wodnika” – decyduje się napisać książkę o zaginięciu dziewczyny opartą na prawdziwej historii sprzed lat. Głównym podejrzanym w tej sprawie był jej mąż. Czy gdybyś znalazł się w podobnej sytuacji – podjąłbyś się takiego wyzwana?
Trudna sprawa, ale zarazem – jak to się dzieje w przypadku Uli – okazuje się, że może to być potrzebne, konieczne. Więc może kierowałbym się taką samą motywacją, żeby w pewnym sensie wyprostować, wyczyścić własne sprawy. Tak jak Ula we własnym życiu usiłuję zrozumieć, rozwikłać niewiadome, nawet jeśli dotyczą innych ludzi i przede mną, ale miały wpływ na mój los. Summa summarum: całkiem możliwe.
Ulubionym filmem Uli jest „Rashõmon” Akiry Kurosawy. Twoim również?
Nie, nie jest nawet moim ulubionym filmem Kurosawy – tym filmem jest „Siedmiu Samurajów”. Ale oczywiście Rashõmona bardzo cenię. Akira Kurosawa jest jednym z moich ulubionych reżyserów, na równi z Herzogiem (tutaj zwłaszcza „Krzyk kamienia”), braćmi Coen, Bergmanem czy Kubrickiem. Poznanie Kurosawy zawdzięczam zresztą mojemu tacie, dla którego to również jest i był ważny reżyser.
„Stephen King mówił, że pisarz nie może znać rozwoju akcji, bo jest to zabójcze dla napięcia. Ze napięcie powinno być generowane niewiedzą autora”. Czy przy pisaniu „Wodnika” kierowałeś się tą maksymą, czy wręcz przeciwnie – od samego początku wiedziałeś, kto będzie czarnym charakterem tej powieści?
Nie, to nie jest moja maksyma (śmiech). Powiedzmy, że to jest alternatywna metoda… ja zazwyczaj na pewnym etapie już wszystko na temat fabuły wiem.
Tym razem zabierasz nas (czytelników) do spokojnego, tajemniczego miasteczka na Roztoczu. Wraz z głównymi bohaterami zatapiamy się w jesiennej mglistej aurze stawów Echo pośród roztoczańskich lasów i odkrywamy magię tego miejsca. Dobrze znasz te rejony? Często bywasz w Zwierzyńcu? Pytam, gdyż sposób, w jaki przedstawiasz Roztocze jest niesamowity. Jestem przekonana, że ilość turystów w tym roku na pewno znacząco się tam zwiększyła.
No byłoby mi bardzo miło – uczciwie zaznaczę, że mam wrażenie, że się zwiększyła, a infrastruktura mocno rozwinęła w ostatnich latach. Nie powiedziałbym, że bardzo dobrze znam te rejony – zwłaszcza w porównaniu do Beskidu Niskiego. Ale – jeśli odniosłaś podobne wrażenie – może je czuję, bo jak często podkreślam wychowałem się w lasach, nad wodą, i do takich terenów zawsze mnie ciągnie. Roztocze, nawet jeśli na co dzień mam do niego daleko, jest jednym z moich miejsc.
Czy promując tę książkę planujesz spotkanie z czytelnikami na Roztoczu?
Nie mam tego w planach, ale liczę, że może się pojawi
„Jakie to musi być niemiłe, kiedy jesteś pisarzem i nie znają Twojego imienia”. Prawda czy fałsz?
Nie, bez przesady. Choć wydaje mi się, że jeśli człowiek wkłada całe serce w to, co robi (cokolwiek to jest) to byłoby miło, żeby to miało jakiś odbiór. Albo jeśli prezentuje światu jedyne co ma, a to nie spotyka się z zainteresowaniem – smutno mi, kiedy zauważam coś takiego.
Siedmioletni Michał mówi do większości dorosłych po imieniu. Jesteś zwolennikiem czy przeciwnikiem tej praktyki?
Pół na pół: w dorosłym życiu jestem zwolennikiem mówienia po imieniu: bezpośrednio, równorzędnie i bez hierarchizacji. Jako małe dziecko mówiłem do wszystkich po imieniu, ale jako „starsze” już często na „pan”, „pani” – może wyrażając w ten sposób szacunek. Więc ogólnie tak, ale z wyczuciem.
Na zakończenie -warsztaty Mindfulness – byłeś? Polecasz?
Nie – ale w trakcie bardzo wczesnego okresu pisarskiego byłem na dziesięciodniowej medytacji z zachowaniem pełnego milczenia. Polecam.
Rozmawiała: Anna Joanna Brzezińska
Zdjęcia: Łukasz Giza