Z Małgorzatą Oliwią Sobczak – autorką serii „Kolory zła”, która sprzedała się w ponad 100 tys. egzemplarzy rozmawiamy m.in. o jej nowej książce pt. „Szrama”, stanowiącej kontynuację cyklu „Granice zła”. Dwa pierwsze tomy to bestsellerowe „Szelest” i „Szum”.
Zanim rozpoczniemy rozmowę o Twojej najnowszej książce, chciałabym pogratulować Ci oraz powiedzieć, że ogromnie się cieszę (pewnie jak większość Twoich czytelników), że trwają prace nad ekranizacją serii Kolory zła. Proszę powiedz, czy miałaś jakiś wpływ na wybór głównych aktorów: Jakuba Gierszała w roli prokuratora Leopolda Bilskiego i Mai Ostaszewskiej wcielającej się w postać sędzi Heleny Boguckiej?
Na szczęście nie, bo pewnie jak każdy autor chciałabym, aby aktorzy w stu procentach odpowiadali mojej książkowej wizji, więc poszukiwania mogłyby nie mieć końca (śmiech). W przypadku Mai Ostaszewskiej producent niewątpliwie trafił w dziesiątkę, bo ta aktorka wręcz idealnie odpowiada wyglądowi wykreowanej przeze mnie sędzi Heleny Boguckiej. Jestem przekonana, że Maja doskonale odda charakter tej bohaterki, a przede wszystkim niełatwe uczucia, jakie nią targają. Natomiast w przypadku Jakuba Gierszała wybór nie jest taki jednoznaczny, bo przecież prokurator Leopold Bilski w serii „Kolory zła” ma brązowe włosy, prosty, duży nos, piwne oczy i ciemny zarost! Jednak Gierszał ma w sobie taką niezobowiązującą, a zarazem od razu rzucającą się w oczy charyzmę, a to rzecz najcenniejsza. Od razu pomyślałam więc, że w tym szaleństwie jest metoda. Wierzę, że ta ekranizacja będzie petardą.
Nie będę ukrywać, że w 100% zgadzam się z umieszczoną na okładce „Szramy” rekomendacją Roberta Małeckiego: „Kawał dobrej kryminalnej roboty. Sobczak wie, jak zadbać o czytelnika. Polecam!” Jednakże książka, ta jest nie tylko świetnym kryminałem, ale również powieścią o miłości, pożądaniu drugiej osoby i przede wszystkim o zdradach, które pozostawiają głębokie emocjonalne blizny. Skąd pomysł na taką wybuchową mieszankę wątków?
Modus operandi sprawcy „Szramy” oparłam na działaniu prawdziwego seryjnego zabójcy, zwanego Nocnym Łowcą. Jako że ten gwałciciel i morderca atakował pary lub małżeństwa, od razu w mojej głowie pojawiła się myśl, że musi chodzić o miłość. W końcu to miłość jest jednym z najsilniejszych, jeśli nie najsilniejszym uczuciem doznawanym przez człowieka. Bez względu na to, jak będziemy się przed nią wzbraniać, prędzej czy później nas opęta. Nie ma przed nią ucieczki. Miłość jest jak narkotyk i to w dosłownym sensie, bo wiąże się z podwyższonym poziomem dopaminy, odpowiadającej za wszelkie uzależnienia. Okazuje się, że objawy psychofizyczne po stracie miłości są takie same jak objawy psychofizyczne następujące po odstawieniu narkotyków. Okrutny głód, psychoza, obsesja, niekontrolowane odruchy. Tak naprawdę większość dokonanych zabójstw powiązana jest z miłością. Z jej utratą, z jej brakiem, z nienawiścią, która z nią sąsiaduje, no i w końcu z zawiedzionym zaufaniem i upokorzeniem wynikającymi ze zdrady. Oczy wiście rozwiązanie „Szramy” wcale nie jest takie jednoznaczne. Miłość i zdrada to tylko tropy prowadzące do odkrycia kryminalistycznej zagadki.
Przyzwyczaiłaś czytelników, że opisywanym przez Ciebie zbrodniom w cyklu Granice ryzyka towarzyszą złowieszcze i wbijające się w pamięć dźwięki. W „Szramie” dodajesz do nich zapach. Czy wiesz jak pachnie dziurawiec? Masz jakieś skojarzenia z tym zapachem?
Tak, w „Szramie” obok efektów dźwiękowych postanowiłam wykorzystać również wątek zapachowy, bo w końcu ta seria kryminalna została zaprojektowana tak, by oddziaływała na wszystkie zmysły, w tym nawet na zmysł dotyku, który ma pobudzić szeleszcząca, pokryta folią piaskową okładka. W trzeciej części „Granic ryzyka” znów pojawiła się postać palinolożki kryminalistycznej, Janiny Hinc, a tym samym ponownie chciałam wykorzystać jakiś przyrodniczy ślad zbrodni. Tym razem pomyślałam jednak, że fajnie byłoby go skorelować z tropem osmologicznym, czyli zapachowym, oraz traseologicznym. I tak pojawił się pomysł wykorzystania dziurawca – specyficznie, lekko słodko i lekko mdło, pachnącego zioła, które można dodatkowo wnieść na podeszwach butów. Taki zwyczajny kwiat, a w kryminale może mieć tyle zastosowań.
W swojej najnowszej książce zwracasz uwagę na zespół Otella. Miałaś kiedyś okazję poznać osobę cierpiącą na tę chorobę?
Nie, choć pewne symptomy tego zaburzenia zauważałam u mężów moich koleżanek. Chorobliwa zazdrość i ciągłe podejrzewanie partnerki o zdradę. A w związku z tym ciągłe zakazy dotyczące sposobu ubierania się, robienia makijażu, wychodzenia z przyjaciółkami na miasto. Gdy zaczęłam reaserchować temat zazdrości, okazało się, że może być ona oznaką psychotycznego zaburzenia, określanego właśnie jako syndrom Otella. Nazywany jest on także obłędem zazdrości lub obłędem alkoholowym, bo często przydarza się mężczyznom spożywającym nadmierne ilości alkoholu.
Tak jak obiecałaś podczas naszej ostatniej rozmowy, namieszałaś i to mocno w relacjach głównych bohaterów. I co ten biedny Oskar ma teraz zrobić? 😉 Czy spotkamy jeszcze tych bohaterów, czy to już definitywne pożegnanie z tą trójką?
Haha, no cóż, miłość nie jest prosta, a w szczególności dla osób, dla których pierwsze doświadczenia tego typu nie były najlepsze. No i miłość nie jest dana raz na zawsze. I to jest chyba w tym wszystkim najtragiczniejsze. U Sobczak nie ma w tym względzie happy endów. To byłoby zbyt proste.
Do detektywa Kordy wielokrotnie wraca zdanie z przeszłości: „Pająk wchodzi ci do ucha” – skąd się wziął na nie pomysł?
Pewnego dnia, gdy rozpoczęłam już pracę nad „Szramą”, mój partner podszedł do mnie i przejechał rzęsami po moim uchu, szepcząc dla zabawy: „pająk ci wchodzi do ucha”. Choć miało to być czułe, wydało mi się genialnie złowieszcze, więc w mojej głowie od razu zaświtała myśl, że to byłby świetny motyw do wykorzystania w książce. I nagle zdałam sobie sprawę, że odkryłam tajemnicę blizny detektywa Oskara Kordy. To zdanie stało się jej kluczem.
W „Szeleście”, inspirując się książką Patricii Wiltshire „Ślady zbrodni”, wykreowałaś postać ekolożki sądowej. Było to prawdopodobnie pierwsze spotkanie w polskim kryminale z tą profesją, w „Szramie” zaś wprowadzasz pojęcie mantrailingu. Co tym razem było siłą sprawczą?
Tak jak wspomniałam, tym razem chciałam wykorzystać w książce nie tylko ślady przyrodnicze, ale odwołać się również do śladów traseologicznych, czyli śladów przemieszczania oraz śladów osmologicznych, czyli zapachowych. I tak w “Szramie” pojawił się ichnogram, określany też jako ścieżka chodu, a także mantrailing, oznaczający formę tropienia polegającą na pracy tzw. „górnym wiatrem”, co najprościej mówiąc, polega na podążaniu za indywidualnym zapachem człowieka i zidentyfikowaniu go na końcu śladu. Metoda ta wykorzystywana podczas akcji ratunkowych i akcji policyjnych, łącząc naturalne zdolności psa do wyłapywania określonego zapachu człowieka z całej gamy zapachów oraz poruszania się po jego śladzie, od najstarszego do najświeższego.
Rozmawiając o „Szramie” muszę zapytać o N’Sync. Czy Ty podobnie jak bohaterki Twojej książki byłaś fanką tego boysbandu kiedy byłaś nastolatką?
Zdecydowanie nie, ja w tym czasie słuchałam Depeche Mode. Ale wrzuciłam ten zespół, by zobrazować panującą w roku dwutysięcznym modę, przede wszystkim w pewnych grupach społecznych, do których w “Szramie” się odnoszę.
W książce pada zdanie, że tajemniczość i niedostępność to dziś największe wabiki. Zgadzasz się z tym?
Zdecydowanie tak. Dziś spora część nas potrzebuje naprawdę silnych bodźców, by poczuć się podekscytowanymi, podnieconymi, zaintrygowanymi. Na dobrą sprawę, możemy mieć wszystko, o czym tylko fantazjujemy. Wystarczy skorzystać z sieci, by to zdobyć. Tym samym ekskluzywność i niedostępność to wartości, które kuszą. Które sprawiają, że czujemy się wyjątkowi. A to przecież naprawdę fajne uczucie.
Nie ma mocniejszego uczucia nad miłość romantyczną. Prawda czy fałsz?
Niewątpliwie to jedno z najsilniejszych uczuć, jakich doświadczyć może człowiek. Gdy się zakochujemy, stajemy się naturalną fabryką leków: dopaminy, norepinefryny, fenyloetyloaminy, oksytocyny. Odczuwany euforię, stajemy się nadaktywni, nie możemy spać, tracimy apetyt, drżymy, przyspiesza nam oddech, znajdujemy się w stanie nieustannego podniecenia. I zaczynamy się od tego stanu uzależniać, łakniemy ukochanej osoby niemal tak bardzo jak narkotyku. Z perspektywy neuronaukowej miłość pobudza obwody mózgu sąsiadujące z obszarami pnia mózgu odpowiedzialnymi za podstawowe dla przeżycia odruchy, jak oddychanie i przełykanie. To z kolei wyjaśnia, dlaczego we wczesnych fazach zakochania lub gdy utracimy ukochaną osobę czujemy się pozbawieni jakiejkolwiek kontroli nad sobą. Nie jesteśmy zdolni do panowania nad swoimi uczuciami i zachowaniem w miłości, tak samo jak czujemy przymus do znalezienia i wypicia wody, gdy męczy nas pragnienie. A tym samym utrata miłości romantycznej może prowadzić do obsesji. Czasami morderczej obsesji (śmiech).
Jesteś team cyfrówka czy tradycyjna lustrzanka?
Zdecydowanie lepiej odnajduję się w cyfrowych tematach. Do tradycyjnych sprzętów trzeba mieć cierpliwość, a ja ciągle gdzieś się spieszę. Szybkość po prostu doskonale wpisuje się w moją naturę.
Na zakończenie – grywasz w lotto? I jeśli tak, czy wiesz co byś zrobiła z wielką wygraną?
Zagrałam raptem kilka razy w swoim życiu i to tylko dlatego, że jakiś przyjaciel akurat kupował przy mnie los, więc też się skusiłam. Nie wierzę w wygrane. Wychodzę z przekonania, że wszystko, co dostajemy, jest wynikiem naszej ciężkiej pracy. I chyba wtedy te wszystkie bonusy, które dostajemy od losu, cieszą najbardziej.
Rozmawiała: Anna Joanna Brzezińska
Zdjęcia: Krzysztof Sado Sadowski